Forum www.chataczarownic.fora.pl Strona Główna www.chataczarownic.fora.pl
życie po życiu, ezoteryka
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Jak zaczęła się moja polska przygoda z B.Moenem i OOBE
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.chataczarownic.fora.pl Strona Główna -> OOBE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Grey Owl
Wiedźma ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 3072
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Śląsk

PostWysłany: Pią 20:45, 15 Mar 2013    Temat postu: Jak zaczęła się moja polska przygoda z B.Moenem i OOBE

Potrzebny był do tego cały ciąg zbiegów okoliczności. A zaczęło się to od ciągu przypadków, które tak opisuje Paweł Byczuk :

Jak to się zaczęło...

Pierwsza wizyta Bruce'a Moena w Polsce nie była dziełem przypadku, ani też wcześniej opracowanej strategii marketingowej. Była efektem, co podkreśla sam Bruce, zbiegu okoliczności. Ze swej strony dodam: wielu zbiegów okoliczności.

Jak wiadomo, po raz pierwszy Bruce odwiedził Polskę w maju 2004 roku biorąc udział w Kongresie Życia po Życiu, zorganizowanym przez Szkołę Wiedzy Antycznej ze Stargardu Szczecińskiego przy wsparciu Fundacji Feniksa. Ponieważ Grażyna Byczuk - założycielka SWA oraz piszący te słowa jesteśmy od 1995 roku aktywnymi Członkami Profesjonalnymi The Monroe Institute oraz prezenterami warsztatów Hemi-Sync i dystrybutorami nagrań Hemi-Sync, naturalną rzeczą było, że w ramach prowadzonej przez nas działalności popularyzatorskiej promującej Instytut, jego osiągnięcia w badaniu ludzkiej świadomości oraz opracowaną przez niego technikę doskonalenia umysłu i rozwoju duchowego, chcieliśmy zaprosić do udziału w Kongresie kogoś z samego TMI. Zaproszenie skierowałem do Ronalda Russella, członka rady programowej i autora książek oraz opracowań dotyczących Hemi-Sync. Był to akurat moment w którym gromadził on materiały do książki "Focusing the Whole Brain" i zwrócił się do mnie z prośbą o napisanie rozdziału poświęconego Hemi-Sync w Polsce. Był to jeden z wielu wspomnianych na wstępie zbiegów okoliczności. Okazało się jednak, że planowany przez nas termin koliduje z kalendarzem Russela. Polecił on wtedy kilka osób wśród których był Bruce Moen. W dotarciu do niego pomógł nam z kolei Frank DeMarco, współzałożyciel Hampton Roads Publishing Company - wydawcy książek Roberta Monroe oraz Bruce'a Moena. Nota bene mieliśmy okazję spotkać Franka w TMI w 1997 roku, gdy braliśmy udział w warsztatach The Gateway Voyage. Kolejnym zbiegiem okoliczności było to, że Bruce był jedyną osobą z poleconych przez Russela, której odpowiadał proponowany przez nas termin. Do tego, działo się to w okresie bodaj największej popularności książek Moena. Ostatecznie, doszło do wykładu Bruce'a podczas Kongresu oraz pierwszych w Polsce warsztatów Życia po Życiu, które odbyły się w dniach 2-4 czerwca 2004 w Międzyzdrojach.

Paweł Byczuk


Przesympatyczną rodzinę Byczuków poznałam w Karpaczu, podczas warsztatów I stopnia Hemi-sync, organizowanych i prowadzonych przez Nich metodą R.Monroe.
Gdy tylko miałam trochę gotówki, zgłosiłam się do Nich jako organizatorów ponownie. Tym razem na warsztaty I stopnia "Źycie po Źyciu", prowadzone przez B.Moena, którego osiągnięcia poznałam z trzech Jego książek przetłumaczonych już na język polski.

Poniżej zamieszczam archiwalne zapisy z moich pierwszych w życiu kontaktów wykonanych na tych wasztatach.


Pierwszy kontakt

Wzięliśmy karteczki przygotowane przez Bruce'a. Po napisaniu na nich nazwiska bliskiej nam zmarłej osoby, złożone odnieśliśmy na stół. Potem każdy wybrał sobie jedną - nie swoją - pilnując, by dotknąć tylko tej jednej. Po powrocie na miejsca, prowadzeni głosem Bruce'a i Eweliny tłumaczki, weszliśmy w stan podwyższonej świadomości. Bruce doprowadził nas do naszych własnych wyimaginowanych miejsc TAM i zamilkł, byśmy resztę robili już sami.

Przy mojej fontannie - przed białym owalnym pawilonem otoczonym ścieżkami wsród żywopłotów - pojawił się pomocnik, młody chłopiec w białym garniturze i...zniknął. Po chwili, zza pawilonu wyszła ścieżką młoda, b.zgrabna pani. Taneczny krok, sukienka z lat 30-tych (czasy charlestona), torebeczka na długim błyszczącym łańcuszku zarzucona na plecy, czarne włosy obcięte na Polę Negri. Podeszła do mnie siedzącej na ławeczce, jakby wiedząc kim jestem, na kogo czekam i dlaczego.

Zaczęłam rozmowę:
Czy dobrze ci tam?
TAK, SPOTKAŁAM PRZYJACIÓŁ.
Co lubiłaś robić w życiu?
ŚPIEWAĆ I TAŃCZYĆ.
Co masz do przekazania najbliższym?
NIECH KRYSTYNA WRESZCIE PRZESTANIE SIĘ ZAMARTWIAĆ, TO WSZYSTKIM SZKODZI.
Dasz mi jakiś dowód prawdziwości spotkania?
NIECH J. ZMIENI TELEFON.
To był koniec, wszystko ściemniało.

Po chwili odpoczynku każdy opowiadał swoje doznania nie zdradzając nazwiska, by słuchacze sami ewentualnie rozpoznali swego bliskiego. Zgłosiłam się jako pierwsza na ochotnika i czerwona ze wstydu, ciągle przepraszając za swoje cygaństwa ciągnęłam opowieść, a grupa chichotała z tych moich przeprosin. Gdy skończyłam, wstała warsztatowiczka J. i powiedziała: "To z pewnością moja mama. Wiele lat śpiewała w chórze, dobrze tańczyła i lubiła to. Jej sylwetka i opis wyglądu zgadza się. Tak wyglądała, gdy była młodsza. Krystyna to moja siostra, wiecznie narzeka i dokucza rodzinie. Ja mieszkam teraz w mieszkaniu mamy i jej telefon ostatnio nawala."
Tu wstała jeszcze koleżanka J. i dodała : "To prawda. Nie mogłam się do J. dodzwonić przed warsztatami!"
A ja dodam, że J. ma b.dobrą figurę i czarne włosy - z pewnością po Mamie Smile


Drugi kontakt

Po wybraniu kartki i procedurze wprowadzającej, która tym razem zakończyła się doprowadzeniem nas przez głos Bruce'a, poprzez starą leśną drogę do polany i pozostawieniu nas na jej skraju - weszłam już sama w jej obniżenie czekając na wezwanego przewodnika.
Przez moment poczułam jego obecność jako jasny, walcowaty kształt, który pojawił się w moim pobliżu, ale to wrażenie szybko zbladło.
Po chwili, zza pochyłosci polany, zaczęła zbliżac się pani. Pulchna, w ciemnoniebieskiej, marszczonej sukience w biały wzór kwiatowy i w ciemnoniebieskim kapeluszu. Szła z trudnością. Gdy sie zbliżyła, zobaczyłam jej podobieństwo do Hanki Bielickiej. Usiadła parę metrów przede mną na trawie, ciężko oddychając. Zauważyłam jej mocno spuchnięte nogi.

Zagaiłam rozmowę:
Bliska ci osoba pragnie przekazać słowa miłości i pyta jak się czujesz? JUŻ TROCHĘ LEPIEJ.
Czy mam coś przekazać jej od ciebie?
NIECH DALEJ ROBI TAK JAK ROBI; TO DOBRA ROBOTA.
Czy dasz mi jakiś znak na dowód spotkania?
Pani zanim zniknęła, uśmiechnęła się tylko.

Tym razem najpierw ujawnialiśmy nasze wylosowane nazwiska, a potem siadali dwójkami na osobności. 'Moje' wylosowane nazwisko napisała wnuczka. Zmarła Babcia była b.wyraźną i ciepłą osobowością w rodzinie. Od lat chorowała na astmę i nogi. Ostatnio już nie chodziła. Gdy zmarła i ją chowano, wnuczki w domu nie było (stypendium zagraniczne) - bardzo nad tym bolała i dlatego marzyła o kontakcie z Babcią.
Starsza Pani okazała się być faktycznie podobną w typie i osobowości do H.Bielickiej. Lubiła też kwieciste, marszczone sukienki i kapelusze. Od rodziców wnuczka wiedziala, ze pochowano Ją w ulubionej, ciemnoniebieskiej sukience w białe kwiaty (nawet to się zgadzało, że kwiaty miały tylko białe kontury!).
Wnuczka niedługo przed przyjazdem na warsztaty, zajęła się działalnością społeczną i pewnie to Babcia pochwaliła.
Tyle zgodnych szczegółów, same w sobie było tak mocnym dowodem na prawdziwość spotkania, że chyba właściwie zrozumiałyśmy wymowę uśmiechu Babci przed jej zniknięciem Smile


Ostatnio zmieniony przez Grey Owl dnia Pią 20:49, 15 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pią 20:50, 15 Mar 2013    Temat postu:

super
ach jakbym tak chciała!
Powrót do góry
NianiaOgg
szeptucha ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 5860
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 21:04, 15 Mar 2013    Temat postu:

Ale fantastycznie! Very Happy
mam nadzieję że uda mi się kiedyś uczestniczyć w takich warsztatach, Moen pisał że kontakty niefizyczne w takiej zgranej grupie są łatwiejsze i wyraźniejsze. W pojedynkę, w zaciszu domowym to nie wychodzi tak skutecznie.
Dziękuję Ci Jolu za ten opis Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pią 21:11, 15 Mar 2013    Temat postu:

ja też dziękuje
Powrót do góry
Grey Owl
Wiedźma ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 3072
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Śląsk

PostWysłany: Pią 21:33, 15 Mar 2013    Temat postu: Pierwsze samodzielne odzyskanie

Odzyskanie Róży - 04.05.04, warsztaty w Międzyzdrojach

Pod koniec warsztatów mieliśmy udać sie z naszymi Przewodnikami do miejsc, w których możemy być im przydatni. My fizyczni, potrzebni jesteśmy niefizycznym wtedy, gdy osoba do odzyskania tak głęboko tkwi w ziemskości, że nie zauważa ratowników z astralu. Ich wibracje zbyt się różnią.
Po wykonaniu procedury poczułam obecność Przewodnika i... znaleźliśmy się w zaniedbanym hallu starego szpitala. Zielone olejne lamperie wskazywałyby na połowę XX w lub nieco wcześniej. Środkiem hallu przechodzili do i od wejścia ludzie. Zwykli i personel w kitlach koloru lamperii. W dużej niszy stało stare szpitalne łóżko. W nim staruszka tak mikra, ze przykrycie leży na niej płasko. Obok łóżka - stojak z kroplówką.
Podeszłam. Otworzyła oczy.
Pozdrowiłam, zapytałam o imię.
RÓŻA.
"Skąd?"
Z ZABRZA.
"Jak sie czujesz?"
CHCIAŁABYM JUŻ UMRZEĆ, ALE NIE POTRAFIĘ. TYLKO TAK LEŻĘ I LEŻĘ. WSZYSCY O MNIE ZAPOMNIELI.

Nagle podchodzi sanitariusz, w którym wyczuwam Przewodnika, podsuwa mi wózek na kółkach. Widzę też innego sanitariusza jak kogoś wywozi na zewnątrz. Załapuję sugestię i siadam na wózku. Mówię do Róży :
"Ja tu też leżę, ale wożą mnie na spacery. Tu przy szpitalu jest piękny stary park. Własnie się tam wybieram. Może pojedziesz z nami?"
DOBRZE.

Mój sanitariusz przywozi kolejny wózek, podnosi piórko Różę z łóżka i sadza na nim. Wyjeżdżamy na zewnątrz, mój wózek o dziwo toczy się sam. Za wyjściem skręcamy chodnikiem w lewo, a 100m dalej wjeżdżamy w półmrok parku. Daleko między drzewami widzę czerwony, ceglany wysoki mur, a w nim jasno prześwitujący wyłom. Powtórnie załapuję intencję wymowy sceny.
"Pojedźmy tam Różo. Odkryłam tam coś pięknego. Chodź, pokażę ci niespodziankę."
Róża zgadza się i przejeżdżamy przez wyłom...

...Na lewo, w pustej przestrzeni miądzy starymi drzewami, widzę otwarty przekrój półprzejrzystego gotyckiego koscioła w typie niemieckim. Jego strzeliste nawy giną wysoko w jasnej mgle. Przy głównym ołtarzu mrowie świateł świec. Przed nimi katafalk z górą kwiatów i szarf z napisami.
Róża też to widzi i podziwia w zachwycie. Wiozący ją Przewodnik mowi : "To msza na twoją cześć Różo"...

...Po usłyszeniu tych słów, Róża przechodzi w stan uniesienia...
Jednak nie zapomniano o niej, a jeszcze honorują ją z pompą godną biskupa ! Bez domagania się żadnych wyjaśnień przyjmuje do wiadomości fakt, że nie żyje.
W tym momencie postaci Przewodnika i Róży w jej różanej euforii unoszą się w górę nawy, poprzez światła świec w górę i w górę, by zginąć w biało-złocistej mgle...

A ja zostaję na dole. Z dwoma wózkami dla inwalidów. Jak ta głupia torba - jak mówią Ślązacy. No, żuczek. I zastanawiam się w jaki to sposób moje żuczkowe wibracje właśnie przyczyniły się do wniebowstąpienia Róży.
Słyszę w głowie odpowiedź : "Połowa twej rodziny to Ślazacy. Urodzilaś się i wychowałaś niedaleko Zabrza. Rozumiesz gwarę i mentalność śląskich starzyków." KLIK.


Ostatnio zmieniony przez Grey Owl dnia Pią 21:38, 15 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pią 21:54, 15 Mar 2013    Temat postu:

piękne
Powrót do góry
NianiaOgg
szeptucha ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 5860
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 22:04, 15 Mar 2013    Temat postu:

Ciekawa jestem... trafiłaś kiedyś na trop Róży w realu?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grey Owl
Wiedźma ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 3072
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Śląsk

PostWysłany: Pią 22:27, 15 Mar 2013    Temat postu:

The Pinda napisał:
piękne


Zmyślenie ? Smile

Pisząc miałam cichą nadzieję Nianiu Ogg, że może Renia rozpozna z opisu szpital z rozległym parkiem obok i za wysokim ceglanym murem... ?
Ja sama znam Zabrze bardzo powierzchownie.
A Gdy jeździłam na warsztaty, byłam już po przeprowadzce z Gliwic na Dolny Śląsk.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pią 22:33, 15 Mar 2013    Temat postu:

wiesz nie chce mi sie wspominac Zabrzanskich szpitali
w jednym z nich zmarl moj ojciec w sumie przez zaniedbanie lekarzy
Powrót do góry
NianiaOgg
szeptucha ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 5860
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 22:40, 15 Mar 2013    Temat postu:

niestety nie znam zabrza. Ale wpisałam w wyszukiwarce hasło szpital zabrze, i wyskoczyły mi takie zdjęcia:
[link widoczny dla zalogowanych]
popatrz może coś rozpoznasz?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NianiaOgg
szeptucha ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 5860
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 22:47, 15 Mar 2013    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]
to coś takiego?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grey Owl
Wiedźma ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 3072
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Śląsk

PostWysłany: Pią 22:47, 15 Mar 2013    Temat postu:

Typowałabym ten. Reniu, czy on ma z którejś strony na terenie starodrzew, ciągnący się dalej za murem ?

Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pią 22:50, 15 Mar 2013    Temat postu:

tak ma
jeden ze starszych szpitali w centrum na ul 3go Maja
mialam tam praktyki
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Pią 22:50, 15 Mar 2013    Temat postu:

Róża to popularne slaskie imie w starszych rocznikach
Powrót do góry
Grey Owl
Wiedźma ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 3072
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Śląsk

PostWysłany: Pią 23:34, 15 Mar 2013    Temat postu:

No... jestem pod wrażeniem tej informacji...
Tak Reniu, znałam parę starszych Ślązaczek o tym imieniu.

Dla rozluźnienia atmosfery : może jeszcze nie znacie ?
Dziś z Garrym zgadałam się o Kondratiukach i wymienił tytuł ich filmu, którego nie znałam "Hydrozagadka". Już na samym początku padłam, gdy pojawiła się Iga w charakterze napisów czołówki Laughing

http://www.youtube.com/watch?v=OVN1xfVcFxo
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Pią 23:47, 15 Mar 2013    Temat postu:

klasyka
naprawde nigdy nie widziałaś??
Powrót do góry
Grey Owl
Wiedźma ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 3072
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Śląsk

PostWysłany: Sob 0:19, 16 Mar 2013    Temat postu:

Tak Nianiu, Moen miał rację. Wszyscy kursanci przekonywali się o tym co znaczy energia grupy.

Potrójna weryfikacja jednego kontaktu


Ćwiczenie, które miało nas o tym przekonać polegało na tym, że każdy z nas wpisywał na kartce nazwisko bliskiego sobie zmarłego po to, by ta kartka wzięła później udział w losowaniu ustalającym który z kursantów zajmie się kontaktem z nim. Każdy z nas wybierał jedną ze złożonych na stole karteczek i przystępował przy użyciu poznanej procedury do skontaktowania się z wylosowanym zmarłym. Następnie odczytywaliśmy przed grupą zapis swoich doznań, celowo nie wymieniając nazwiska osoby której miały dotyczyć, gdyż zadaniem słuchających było rozpoznanie swego bliskiego tylko na podstawie usłyszanych informacji. Ilość trafionych kontaktów i ich rozpoznań była nieprawdopodobnie wysoka.

Niestety wszystko to zajęło nam więcej czasu niż był na to zaplanowany i musieliśmy opuścić zajmowaną salę. Nie wszyscy więc zdążyli odczytać swoje zapiski i rozpoznać swój przypadek. Ja należałam do grupy właśnie tych osób, z czego byłam poniekąd zadowolona, gdyż na kartce umieściłam dane mego brata, z którym za jego życia miałam tak złe układy, że do omawiania tego w obecnosci wielu nieznanych osób, nie byłam chętna. Szukaliśmy swego kontaktującego w hotelowym holu do którego przeszliśmy, pytając glośno : „Kto wylosował nazwisko X ?“

Gdy wywołałam nazwisko brata, podeszła do mnie śliczna brunetka z niebieskimi oczami i trzymając zapiski w ręku powiedziała : „Aleś mi dała zadanie ! Do teraz boli mnie tyłek !"
Zrobiło mi się bardzo nieprzyjemnie i zaczęłam przepraszać za narażenie jej na przykrości podczas kontaktu. Usiadłyśmy na fotelach w zacisznym kącie i Niebieskooka zaczęła relacjonować.

Po wykonaniu procedury i krótkiej chwili czekania z zamkniętymi oczami, znalazłam się wraz z moim pomocnikiem w jasnoróżowej mgle. Przewodnik prowadził. Gdy mgła się rozrzedziła zobaczyłam, że znajdujemy się u stóp stromego wzgórza, na którego szczycie stoi stary dom. Poszybowaliśmy w górę zbocza aż do drewnianych odrapanych drzwi. Weszliśmy do sieni i unosząc się ponad zaczynającymi się na przeciw mocno zużytymi schodami, dotarliśmy na piętro, by kolejnymi schodami skręcającymi w prawo wznieść się wyżej. Wylądowaliśmy na ciemnym strychu i zatrzymali przy lewej ścianie. Po chwili, w jego najciemniejszym prawym końcu coś jakby zachrobotało.

Z ciemności wynurzył się mężczyzna bardzo chudy, niedbale odziany, z długą siwą brodą, mocno pochylony i podpierający się laską. Podeszliśmy z przewodnikiem do niego, a gdy zaczęłam witać mężczyznę, jego wygląd nagle uległ przeobrażeniu. Wyprostował się, odmłodniał, zaś byle jaki ubiór zamienił się w eleganckie spodnie i dopasowaną do nich wełnianą dzianą kamizelkę nałożoną na jasną nowiutką koszulę.
Przedstawiłam się i uzupełniłam : „Jestem koleżanką bliskiej ci osoby, która przysłała mnie tu by przekazać, że cię kocha i pragnie się dowiedzieć jak ci jest, czy nie potrzebujesz pomocy i czy nie masz jej czegoś do przekazania na bezsprzeczny dowód prawdziwości tego spotkania“.

Słysząc te ostatnie słowa, mężczyzna nagle bardzo się zdenerwował i dźgnąwszy mnie metalowym końcem laski w pośladek powiedział : „O, to mam do przekazania.“ Dźgnięcie to odczułam fizycznie tak mocno, że teraz ja się zezłościłam i mówiąc : „Jak nie, to nie“ , odwróciłam się żeby odejść. Lecz wtedy do mężczyzny podszedł mój przewodnik i coś chwilę szeptał mu do ucha. Mężczyzna uspokoił się i poprowadził do najciemniejszego końca strychu, z którego się wcześniej wynurzył.

Zobaczyłam tam prostą ścianę z desek i drzwi, a po ich otwarciu mały pokoik urządzony po spartańsku : stare drewniane łóżko i częściowo odrapane z lakieru drewniane szafki i szafę. W suficie widniał świetlik. Mężczyzna wyjaśnił nam, że tę część strychu wraz z oknem, sam zaadaptował dla swoich potrzeb. Zapytałam gospodarza co najbardziej lubił robić w swoim życiu i usłyszałam, że czytać książki. A kiedy czuł się najszczęśliwszy ? Podczas urlopu nad morzem. Gdy odważyłam się wrócić do pytania, co mam przekazać osobie która mnie tutaj przysłała – chwilę jakby walczył ze sobą, a potem rzekł : „Przekażcie jej, że ją kocham.“

Całą tą, tak bogatą w prawdziwe szczegóły relacją Niebieskookiej byłam zszokowana.

Pierwsza część weryfikacji nastąpiła natychmiast. Bo faktami znanymi było mi, i to że brat starszy ode mnie o dziesięć lat zmarł na raka będąc już wtedy w stanie skrajnego wyniszczenia chorobą, i to że za życia był „brunecikiem elegancikiem“ lubiącym flirtować, i że jego ideałem kobiecej urody były niebieskookie brunetki – a więc nawet i ta jego nagła metamorfoza miała głęboki sens. Los nie mógł mi wyznaczyć lepszej posłanniczki dla mojej sprawy.
Tak samo wiedziałam, że od dnia mego urodzenia brat mnie nie akceptował i w dzieciństwie często znęcał się nade mną. Na przykład gdy rodzice wychodzili, a on chciał w spokoju poczytać sobie książkę, to kazał mi siedzieć pod stołem i jak się sam wyrażał :„jeśli coś ze mnie spod stołu wystawało, to po tym dostawałam“. Mama widząca w bracie siódmy cud świata, lekceważyła moje skargi (za które później byłam przez brata karana) uważając je za wymyślone. W ogóle mama i brat byli ze sobą bardzo związani i całkowicie bezkrytyczni wobec siebie nawzajem. Również wspomniane zamiłowanie do czytania książek, oraz dźgnięcie w pośladek Niebieskookiej – było zgodne z naturą mego brata.

Rodzina nasza mieszkała na południu kraju, w domu się nie przelewało, więc wyjazdy nad morze były absolutną rzadkością. Mój brat zobaczył morze dopiero podczas podróży poślubnej z pierwszą żoną, gdy pojechali do jej rodziców mieszkających w Gdyni. W początkowym okresie ich małżeństwa był wprost uwielbiany przez żonę i całą jej rodzinę.

Gdy brat ożenił się po raz drugi, brał udział w budowie swego nowego domu. To on zakładał większość instalacji, robił schody, kładł boazerię na poddaszu... Tak więc prosta adaptacja strychu nie była dla niego żadną filozofią.

Druga weryfikacja zdarzyła się po roku. Wracałam sobie kiedyś z przystanku do domu asfaltową wioseczkową drogą i jak nieraz już wcześniej bywało, spojrzałam mimowolnie na widoczną z drogi zachodnią stronę mego poniemieckiego wiejskiego domu, stojącego na stromym wzgórzu.
Tym razem jednak stanęłam jak wryta, bo nagle uświadomiłam sobie, że dom ten miał przecież niegdyś z tej strony drugie drzwi wychodzące na wąski skrawek płaskiego terenu. Że zostały one przed laty zamurowane na jedną cegłę po to, by ochronić przed zimnymi zachodnimi wiatrami nieogrzewaną sień, zaś same drzwi nie zostały wyjęte, a tylko zastawione od strony korytarza niską szafką gospodarczą.

Wtedy już moje myśli zakręciły się jak kołowrotek. Bo naprzeciw tych drzwi zaczynają się mocno już schodzone schody na piętro... a na piętrze zaraz kolejnymi schodami wchodzi się na strych tuż przy lewej ścianie...zaś na przeciwnej, prawej, ustawiłam parę starych mebli przewiezionych z mieszkania rodziców... w tym dwie jedno-drzwiowe drewniane lakierowane szafki i kredens... wszystko lekko odrapane... a tuż obok stoi jeszcze złożone stare drewniane łóżko poprzednich właścicieli...

Kołowrotek przestał się obracać i pojawiła się prosta nitka myśli końcowej : brat zalogował się w miejscu, w którym stały stare meble z kuchni naszej mamy. Po nitce powiązań z Mamą, trafił do jej mebli kuchennych, które używała do końca życia.

Trzecia weryfikacja nastąpiła pięć lat temu. Od zapalonej stodoły zajęła się przylegająca do niej drewniana ściana prawej strony strychu. Wraz z nią spaliły się wszystkie stojące przy niej meble. Brat się wylogował.


Dochodzenie do prawdy jest jak podróż przez amfiladowe pokoje : po przejściu jednego, otwierają się drzwi do następnego.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NianiaOgg
szeptucha ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 5860
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 8:33, 16 Mar 2013    Temat postu:

Niesamowita historia! ciekawe że brat zatrzymał się na etapie rodzinnego domu, jakby reszta jego życiowej historii nie była istotna z perspektywy tamtej strony.
A przecież jak mówisz, ożenił się dwukrotnie.
Miał dzieci?
Jednak wychodzi na to, że na tamtą stronę zabieramy ze sobą swoje charaktery i potrzeba czasu, żebyśmy się z nich uwolnili. O ile w ogóle to następuje. Z teorii Grona wynika, że takich osobowości przeróżnych mamy mrowie, więc może brat pozostanie już po wsze czasy takim bratem jakiego pamiętasz?
Wciąż mam problem z przyswojeniem sobie tej mnogości osobowości, tworzących Grono.
Kim w takim razie jest Twój brat? tym na strychu? czy zbiorem osobowości rozsianych w przestrzeni świata niefizycznego? a może ta najważniejsza jego część tkwi w "głównodowodzącym" JA, zarządzającym Gronem?
ech... skomplikowane to wszystko Rolling Eyes
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grey Owl
Wiedźma ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 3072
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Śląsk

PostWysłany: Nie 12:46, 17 Mar 2013    Temat postu:

Pierwsza żona i syn - nie utrzymywali z nim z wielkiego rozżalenia kontaktów.
Przez drugą żonę (bardzo jędzowatą i wyrachowaną osobę), oraz córkę był lekceważony.
Jedyne więzy miłości łączyły go z Mamą i jej siostrą Nianiu.

Myślę, że na strychu, otoczona energią mebli mamy, przebywała osobowość tego jednego wcielenia. Pożar ją uwolnił, gdyż te przyciągające go tęsknotą energie, zostały rozłożone na czynniki pierwsze.


Ostatnio zmieniony przez Grey Owl dnia Nie 12:52, 17 Mar 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grey Owl
Wiedźma ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 3072
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Śląsk

PostWysłany: Nie 13:58, 17 Mar 2013    Temat postu: Moje pierwsze samodzielne odzyskanie

Pierwsze samodzielne odzyskanie

Niedługo po powrocie z warsztatów, postanowiłam wypróbować nabyte umiejętności. Wykonałam więc poznaną procedurę.

Ku memu radosnemu zaskoczeniu, stosunkowo szybko zaczęło się dziać...

...Ze znanym mi już Przewodnikiem, szczupłym radosnym 30-latkiem, znalazłam sie nagle w szarej celce średniowiecznych czworokątnych zabudowań klasztornych otoczonych murem.
Potrafiłam dostrzegać wszystko jednocześnie, jakby z wszystkich punktów widzenia na raz.
Cela znajdowała się w wysokiej wieży. Gołe ściany, drzwi zamknięte od zewnątrz, jedno otwarte okno. W prawym rogu przy oknie żelazne łóżko. Nic wiecej. Na łóżku stary, wychudzony mężczyzna z zamknietymi oczami.

Podeszliśmy, usiadłam na łóżku. Stary człowiek otworzył oczy, jakby mnie rozpoznał i ucieszył sie smutno. Zapytany o imię odpowiedział, że nazywa się Karol. Na pytanie dlaczego tu jest, otrzymałam rote.

Ja byłam opatem, Karol zwykłym mnichem. Pokochaliśmy się ukrywając swoją miłość. Ale sprawa skłonności Karola wyszła na jaw. Został za to ukarany zamknięciem w tej celce z łóżkiem, dostarczanym skąpym jedzeniem i całkowitym zakazem rozmów i opuszczania celi. Decyzje podjęło zgromadzenie, któremu przewodniczyłam/ łem.
Samotny, wykluczony, bez żadnego zajęcia, cierpiał latami. Bo ja nie dość, że się wyparłem mojej miłości do niego i sam nie przyznałem się do takich samych skłonności, to jeszcze skazałem go, sam zachowując nawet urząd.

Załamany karą i zdradą, umarł któregoś dnia nie zdając sobie z tego sprawy. Tkwił w cierpieniu, w takich samych dniach bez zdarzeń, w celce za zamkniętymi drzwiami i oknem, dziesiątki metrów nad podwórzem i życiem klasztoru.

Gdy pojęłam treść rote, przytuliłam się do niego leżącego, a łzy popłynely mi z oczu tam w celi i tu - w domu. Z żalu nad jego olbrzymią krzywdą i moim postępkiem.
Nad wszystkimi jego konsekwencjami...

W mym sercu wybuchło nagle bolesne uczucie miłosci do Karola. Przytuleni płakaliśmy. Poczułam jego przebaczenie, ulgę jaką obydwoje poczuliśmy po tym, i nieśmiały przekaz miłosci. Bał się zaufać całkowicie... Rozumiałam to i akceptowałam.

Po chwili, razem ze stojącym obok Przewodnikiem poprosiliśmy Karola, by wyszedł z nami. Zdziwiony - bo tak przyzwyczajony, że jemu nie wolno wychodzić - podał nam ręce zachęcony naszą radością i pewnością. A my wyjaśniliśmy mu śmiejąc się, czym się zajmujemy w nowszych czasach ; i że nie jesteśmy u niego w naszych ciałach fizycznych, że on sam już nie żyje, i że wszyscy możemy bez problemu opuścić to miejsce choćby...przez okno. Bo on sam jest wolny i możemy zaprowadzić go w miejsce gdzie będzie szczęśliwy i traktowany jak wszyscy, z szacunkiem. Uśmiechnięty, ufnie dał nam się wyciągnąć za ręce z łóżka i poszybowalismy przez okno. Zrobiliśmy parę radosnych kółek i następnie skierowali nasz lot nad zabudowania o świeckim wyglądzie.
Tam Przewodnik z Karolem wylądowali, a ja zostałam w górze po obiecaniu Karolowi, że go będę odwiedzać. Obraz zaczął ściemniać i w końcu znikł...


Gdy parę miesięcy później wybrałam się w odwiedziny, Karol siedział pod parterowym krużgankiem - ciągnącym się wzdłuż głównego budynku - i reperował na drewnianym stole jakby łapcie.

Rozluźniony, pogodny, bez kompleksów i poczucia winy, bez żalu do innych. Po prostu uśmiechnięty, zdrowy mężczyzna w sile wieku. Świadom swego miejsca i pożytecznej, cenionej roli w społeczności.
Wszystko to znów odebrałam w formie rote.
Natomiast o cokolwiek pytałam, odpowiedzi nie słyszałam, mimo ze Karol coś mi odpowiadał. Przekazałam mu więc na pożegnanie Miłość i obiecałam jeszcze odwiedzić.
Niestety, przy drugich odwiedzinach ujrzawszy podobny obraz, nie odebrałam nawet rote. Powiedziałam Karolowi, ze dziś coś mi nie wychodzi i spróbuję niebawem jeszcze raz. Przekazałam Miłosc i wykliknęłam się.
Trzecia próba skończyła się ujrzeniem jakby tylko nieruchomej fotografii poprzedniej scenerii. Zrezygnowałam.
Może Karol poszedł dalej ? Życzę mu tego i sobie gorąco.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.chataczarownic.fora.pl Strona Główna -> OOBE Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin