Forum www.chataczarownic.fora.pl Strona Główna www.chataczarownic.fora.pl
życie po życiu, ezoteryka
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Odważne dusze

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.chataczarownic.fora.pl Strona Główna -> Reinkarnacja
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
NianiaOgg
szeptucha ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 5860
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 8:39, 27 Lut 2014    Temat postu: Odważne dusze

Schwartz Robert, Odważne Dusze
Rozdział 2.
Choroby ciała
AIDS jest jedną z chorób, których współczesny świat lęka się najbardziej.
Gdy piszę te słowa, wirusem HIV zarażonych jest ponad milion Amerykanów, a
zakażonych nim lub chorujących na AIDS jest na całym świecie ponad
czterdzieści milionów Codziennie na AIDS umiera blisko osiem tysięcy ludzi.
Leczenie zbiera straszne fizyczne i emocjonalne żniwo, a stygmat choroby
komplikuje i obciąża relacje z opiekunami i bliskimi. Czy to możliwe, by
niektóre dusze pragnęły doświadczyć takiego właśnie życia?
Kiedy zdecydowałem się pisać książkę o planowaniu przedurodzeniowym,
od razu wiedziałem, że jednym z życiowych wyzwań, któremu chcę się bliżej
przyjrzeć, jest choroba ciała. Biorąc pod uwagę, że właściwie każdy człowiek
mierzy się z problemami zdrowotnymi, wadze tego tematu nie dało się
zaprzeczyć. Chciałem dowiedzieć się, czy dusze dokonują wyboru
doświadczania choroby przed inkarnacją. Szczególnie jedno pytanie mnie
nurtowało: czy dusze planują konkretną chorobę, a jeśli tak jest, to dlaczego?
Historia Jona Elmorea
Jon dokładnie pamięta dzień, kiedy jego życie uległo zmianie: 23 stycznia
1997 r. Tego dnia stwierdzono u niego AIDS. „Nadano mi numer
identyfikacyjny" - zwierzył się mi. Zastanawiałem się, jak to jest cierpieć na
chorobę, która jest dla społeczeństwa na tyle wstydliwa, że pacjent otrzymuje
numer identyfikacyjny. Później dopiero dowiedziałem się, że to właśnie wstyd
był tematem przewodnim w życiu Jona.
Jon urodził się w Livingston, w stanie Alabama, dwuipółtysięcznym
mieście, w roku 1956, w czasie społecznych zamieszek i rasowej nietolerancji
na południu USA. Jako dziecko białych Jon oglądał relacje z marszów w
Selmie, gdzie przeciwko pragnącym głosować Afroamerykanom użyto węży
pożarniczych i owczarków niemieckich.

Jako młody mężczyzna Jon poinformował ojca o swojej orientacji
seksualnej, pokazując mu artykuł w „Dear Abby", w której to Abby
gratulowała jakiemuś mężczyźnie jego oświeconej postawy w stosunku do
orientacji seksualnej swego dziecka.
- Co ty chcesz mi przez to powiedzieć - zapytał Jona ojciec.
- No... próbuję ci powiedzieć, że jestem gejem. Ojciec się rozpłakał.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że nazywasz się Jon Elmor i że ród skończy
się na tobie? Zabiorę cię za rzekę. Może poznasz kobietę i spędzisz miło czas.
Matce Jon spróbował przekazać tę wiadomość w inny sposób. Jedna z sieci
telewizyjnych reklamowała wówczas specjalny program z wiadomościami i
odcinek pokazujący rozmowę z homoseksualistą (Jest młody. Odnosi sukcesy. I
jest gejem! Porozmawiamy z nim i jego rodzicami.) Jon poprosił matkę, by
przypomniała mu o obejrzeniu tego programu.
Podczas gdy Jon oglądał telewizję, leżąc wygodnie na kanapie, matka
siedziała nieco dalej, przy stole kuchennym.
- Robiła to, co zawsze, by dać upust nagromadzonemu stresowi -układała
pasjansa - wspomina Jon. - Co cztery sekundy słyszałem dźwięk kładzionej
karty. Kładła jedną kartę i wtedy słyszałem ten dźwięk. Plask. PLASK. Coraz
głośniej - mówi ze śmiechem.
Wyobraziłem sobie wiszące w powietrzu napięcie i wyraz skoncentrowania
na twarzy jego matki, gdy tak próbowała skupić się na kartach.
- Miałem nadzieję, że podejdzie do mnie i usiądzie przy mnie, ale na próżno
-Jon stwierdził ze smutkiem.
W szkole koledzy Jona, którzy zdawali sobie sprawę z jego orientacji,
ubliżali mu. Nazywali go „pedałem" i pomiatali nim. Pewnego razu jeden z
nauczycieli wziął go na bok i powiedział:
- Jon, jesteś mężczyzną. Dlaczego nie zachowujesz się jak mężczyzna?
Jon powiedział mi, że klimat religijny, w którym dorastał, również nie
popierał jego seksualności.
- W jakiej religii się wychowywałeś - zapytałem.
- U metodystów.
-Jak Kościół metodystów postrzega homoseksualizm?
- To grzech przeciw Bogu.
- A jakiego wyznania była większość mieszkańców w Livingston?
- Byli baptystami.
- A jak Kościół baptystów postrzega homoseksualizm?
- Będziesz się za to smażył w piekle - zaśmiał się Jon. - Baptyści są na
ścieżce wojennej.
- Jon, to, co mnie uderza - powiedziałem - to fakt, że w twoim życiu
prywatnym obecny był wstyd; począwszy od szkoły, rodziny, po religię oraz to,
że wybrałeś odrodzenie się w miejscu, gdzie publicznie zawstydzana była pewna
cała ludzka rasa.
Moje badanie jasno pokazało, że dusze wybierały sobie rodziców oraz czas i
miejsce narodzin.
- Wstyd istniał w życiu prywatnym i publicznym - dodałem.
- U mnie nigdy nie zniknął. Pojawiłem się w rodzinie ogarniętej wstydem,
w miejscu, gdzie się panoszył. W epoce wstydu.
Jon powiedział mi też, że często zawstydzały go ostre słowa więcej niż
jednego intymnego partnera. Chociaż wówczas tego jeszcze nie wiedziałem, ten
aspekt przeszłości Jona miał nabrać dużo większego znaczenia, gdy później
uzyskaliśmy informację od Ducha o przedurodzeniowych planach Jona.
AIDS jest częścią tej układanki wstydu, której Jon był świadkiem na
Południu i doświadczył osobiście. Kiedy usłyszał swoją diagnozę, poczuł - jak
sam ponuro mówi - „że dostał to, na co zasługiwał". Mimo poczucia, że
zasługuje na to, co dostał, i tak czuł się oszołomiony.
- Wsiadłem do mojego wozu. Pamiętam, jak jechałem i przyglądałem się
ludziom zajętym swoimi sprawami. Nigdy się tego nie widzi, ale ja widziałem
tych ludzi. Wydawało się, jakby poruszali się w warstwie melasy. Przechodzili
przez ulicę, wchodzili do aptek i sklepów spożywczych, rozmawiali idąc
chodnikiem. Mijałem budynki straży pożarnej. Strażacy zajmowali się sprzętem
pożarniczym. Miałem zamknięte okna. Zacząłem krzyczeć: Co! Nie wiecie, że
cały świat właśnie się zmienił? Dla mnie wtedy świat zmienił się naprawdę.
Nadszedł moment, gdy Jon był krytycznie chory. W szpitalu był bliski
śmierci.
- Widzę to jak przez mgłę - powiedział. - Ale pamiętam, jak leżałem na sali.
Było ciemno. Otaczał mnie tłum ludzi. Wyglądało, jakbym uczestniczył w
jakimś wielkim przyjęciu. Nie było hałasu ani rozmów, ale czułem, że otaczają
mnie ludzie, którzy nie należeli do mojego świata. Czułem, że mogę się do nich
przyłączyć, jeśli tylko zechcę. Dokładnie pamiętam, że wybrałem pozostać w
swoim świecie. To była taka wewnętrzna decyzja. Coś w rodzaju: „Chcę tutaj
zostać".
Jon wybrał życie. Nie tyle jego fizyczną kontynuację, ale nowy rodzaj życia.
- Po tym, jak otrzesz się o Anioła Śmierci, zaczynasz bardziej doceniać
miejsce, w którym się znalazłeś - dodał Jon. - Ja przestałem się
wstydzić. Naprawdę. Odkryłem, że choć bardzo zbliżyłem się do śmierci,
nie chciałem umierać.
-Jon - dopytywałem się. - Ale w jaki sposób konkretnie AIDS i taka bliskość
momentu śmierci pomogły ci pozbyć się wstydu?
- A czy coś innego mogłoby mnie bardziej zawstydzić? - odpowiedział. -
Najlepszym sposobem wyleczenia się z lęków jest pocałować je w nos, a same
znikną. Będąc o krok od śmierci, zdałem sobie sprawę z tego, że Oni, przez duże
„O", nie mają już nade mną władzy. Wszyscy wiemy, że Oni istnieją. Sąsiedzi i
nauczyciele oraz wszyscy ci ludzie, którzy od czasu do czasu wychodzą z
domowych kątów i coś tam do mnie paplają. Oni już dla mnie nie istnieją.
Wszystko, czego pragnę, to żyć oraz żyć w prawdzie - dodał.
- Co chciałbyś powiedzieć osobie, która doświadcza wstydu, Jon?
- Słowa, które mnie zawstydziły, pozostawiły na mym życiu niezatarte
ślady. A cóż można zrobić z tym, co jest trwałe i niewzruszone? Można na tym
budować.
Sesja Jona z Glenną Dietrich
Glenna Dietrich wchodzi w trans jako medium channelingowe, a
świadomość innej osoby przemawia przez nią. Niektóre media są w pełni
świadome każdego słowa wypowiadanego przez przywołany byt; inne nie
bardzo zdają sobie sprawę z tego, o czym się mówi, bo nie przypominają sobie
konkretnych słów. Glenna zupełnie nie pamięta takich rozmów. Po naszych
sesjach była ciekawa, jak przebiegły i czego dotyczyły Będąc osobą bardzo
troskliwą, zawsze chciała wiedzieć, czy rozmowy na coś się przydały
Wszystko staje się jasne, gdy Glenna zaczyna łączyć się z głosem. Jej głos
nieco mięknie; intonacja, ton oraz dykcja wyraźnie się zmieniają. Czasami, tak jak podczas sesji z Jonem, więcej niż jedna bezcielesna istota jest obecna i przez nią przemawia.
- Przybyło nas troje na spotkanie z wami, podobnie jak was jest troje -
zaczęła mówić przywołana istota. - Nie należymy do świata materialnego, ale
duchowego - który wy uznajecie za świat ukryty za zasłoną. Dwoje z nas nigdy
nie należało do świata ludzi, tak jak wy dziś. Należymy do świata aniołów.
Pozostaniemy dla was bezimienni, ponieważ naszych imion nie da się
wypowiedzieć waszą mową. Pojawiamy się tylko w waszych umysłach jako
kolory w niewyraźnych kształtach, bardziej wyczuwane niż faktycznie
istniejące.
Zdziwił mnie fakt, że rozmawiamy z aniołami. Przy pomocy Glenny
odchyliliśmy zasłonę i dotknęliśmy niefizycznego świata. W głosie anioła
można było wyczuć pewną słodycz, która działała kojąco. Jego powitalne
słowa przypomniały mi, że postacie duchowe często komunikują się z nami
przez doznania, a media często widzą kolory - zarówno barwy aury istot
niefizycznych, jak i cielesnych.
Zwyczajowo bezcielesne istoty nie używały imion podczas takich sesji.
Każdy byt, czy to fizyczny, czy niefizyczny, jest energią. Termin pole
energetyczne8 oznacza, że każdą świadomość wyróżnia jej unikalna energia.
Anioły były w stanie rozpoznać Jona, Glennę oraz mnie, jak i siebie nawzajem,
poprzez charakter tej energii.
-Jedno z nas odradzało się wiele razy - kontynuował anioł. -1 ten byt będzie
się teraz z wami bezpośrednio komunikował.
- Tak, przybywałem do waszego świata 867 razy - powiedział drugi anioł. -
Tyle właśnie razy przybierałem postać ludzką. Ileś razy wybrałem też istnienie
w innej, niż ludzka, postaci. Teraz jestem jednym z twoich Jona] przewodników,
podczas twoich kolejnych inkarnacji. Wiele razy inkarnowaliśmy wcześniej
razem. Byliśmy siostrami, matką i córką, wrogami, którzy zabijali siebie, oraz
najlepszymi przyjaciółmi. Każdego razu wspólnie decydowaliśmy, gdzie się
spotkamy i w jakich okolicznościach przekażemy sobie pewne możliwości,
pozwalające nam na kolejne kroki wspaniałego rozwoju. Jesteśmy tym, co wy
na Ziemi nazywacie pokrewnymi duszami. Dwie dusze o podobnej wibracji -
częstotliwości o tym samym kolorze i brzmieniu. Chcę ci powiedzieć, że jestem
dumny i cieszę się z postępu, jaki zrobiłeś w obecnym wcieleniu. Wiele
udowodniłeś oraz wiele energii uwolniłeś. A ja byłem tuż obok ciebie. W
pewnych momentach szedłem przed tobą, dodając zachęty, gdy pogrążałeś się w
mroku. Tak, moja energia jest ci bliska. Chcę, byś pamiętał, mój drogi, o pięknie
swojej duszy, o niezwykłym świetle, które może wnikać do twego serca. Trudno
jest stać się tym promieniującym światłem, gdy wszyscy wokół pragną tylko
ciemności. Ale to ona jest prawdziwym uzdrowicielem, prawdziwym mędrcem,
który żyje pomiędzy nieprzebudzonymi. Działaj zgodnie z tym, co mówi ci
serce, i bądź odważny.
Do mnie zaś anioł zwrócił się tak:
- Słyszeliśmy twoje pytania, ale chcemy, byś zadawał je nam po kolei.
- Dziękuję - zacząłem. - Chcę zapytać, czy Jon zaplanował przed
urodzeniem zachorowanie na AIDS w obecnym życiu, a jeśli tak, to dlaczego?
Przed sesją Jon i ja zgodziliśmy się, że zaczniemy sesję właśnie od
głównego pytania. Nie mogliśmy się doczekać odpowiedzi.
- Tak, oczywiście - odpowiedział anioł. - W tym [niefizycznym] świecie nie
ma niskich energii, które by hamowały rozwój czy uniemożliwiały planowanie
przyszłości. Okresy pomiędzy [wcieleniami] są po to, by dusza mogła ocenić i
zaplanować następny krok, wybrać poziom lub płaszczyznę. Odpowiedź na to
pytanie to tak. Tak naprawdę to, co przedyskutowaliśmy, było uwolnieniem
genetycznego rodzica i systemu wierzeń z grupy duchowej, której Jon czuje się
członkiem. (Jak się wkrótce przekonamy, anioł nawiązywał do przeszłości
kogoś z grupy Jona. Osobowość odrodzona w tamtym życiu podjęła pewne
kroki w oparciu o lęk. Spowodowały one całkowitą utratę pamięci co do
pochodzenia dusz - czyli coś, czego żadna dusza w grupie Jona nigdy wcześniej
nie doświadczyła.) Rzeczywiście, wszyscy członkowie tej grupy dusz zgodzili
się, żeby Jon przyjął na siebie główny ciężar zadania i aby niezależnie od tak
zwanych dekoncentrujących uwagę czynności oraz spraw tworzonych z iluzji
zaczął jaśnieć tak, by stać się światłem, by dostrzec oraz zrozumieć prawdę o
sobie samym.
-Te [dusze], które wcielają się razem, aby sobie nawzajem pomagać, kreują
swoje osobowości i własny obraz Jona w sposób, powodujący trudności, jakie
przyjdzie mu pokonać, pomagają mu dostrzec prawdę. (W dodatkowej wizji
Staci Wells dla Jona anioł opowiedział o członkach jego grupy dusz, którzy
przed jego narodzinami zgodzili się zawstydzać go w życiu, ponieważ miało to
być częścią jego życiowych wyzwań.) To przypomina wyścig z przeszkodami.
Im częściej napotykasz przeszkodę, tym łatwiej jest ci ją omijać, pełzać pod nią
lub przeskoczyć, aż w końcu staje się to twoją drugą naturą. Kiedy Jon
przestanie widzieć siebie jako osobę mniej ważną, mniej kochającą, mniej
cudowną i świętą od innych, przeszkody znikną.
Tymi słowami anioł opisał nam główny cel życiowych wyzwań i pokazał,
jak nasze myśli i uczucia kreują rzeczywistość. Wyzwania odzwierciedlają
uczucia, jakie żywimy sami do siebie. W tym sensie są darami. Mądrość
pozwala nam rozpoznać je takimi, jakimi są naprawdę.
- Rzeczywiście - wyjaśnił dalej anioł. - Ciało służy do tego, by tę
świadomość wydobyć, by skierować światło tam, gdzie potrzebne jest
uzdrowienie. A ponieważ uzdrowienie to ma wielki wpływ na jego duchową
rodzinę i ten [niefizyczny] świat, to przejawia się w sposób niezwykle
intensywny i pełen mocy po to, by wszyscy mogli skorzystać z odnalezionych
prawd. Jeśli pojawiłaby się kolejna przeszkoda, zwycięstwo nie byłoby już tak wielkie.
Otrzymaliśmy potwierdzenie, że Jon w szczególny sposób zaplanował dla
siebie doświadczenie z AIDS - nie tyle po to, by samemu się czegoś nauczyć,
ale po to, by cała jego duchowa grupa doświadczyła rozwoju. Jak potwierdziły
sesje z innymi rozmówcami, rozwój, jaki osiągamy na Ziemi, gwarantuje wzrost
duchowy zarówno naszych indywidualnych dusz, jak i wspomaga każdą duszę-
członkinię grupy, do której należymy.
- Czy możesz uściślić - zapytałem - jak AIDS pomaga Jonowi w rozwoju?
- Istnieje tu potrzeba zobaczenia siebie takim, jakim się jest naprawdę -
odpowiedział anioł. - Oraz wiary we własną prawdę i tożsamość. To ma związek
z wiarą, że zasługujemy na miłość, na miłość bezwarunkową. Jak twierdzi
zaangażowana w to przeżycie grupa dusz, miłość uwarunkowana musi być
doświadczona w szczególny sposób, czyli poprzez konformizm i tradycję. Brak
konformizmu u Jona każe grupie wycofać swą miłość. W ten sposób formuje się
wyobrażenie Jona o sobie samym, że nie zasługuje na miłość bezwarunkową, ale
zasługuje na miłość, gdy zachowa się w określony sposób, gdy spełni
oczekiwania innych i zasłuży na ich akceptację. Pojawia się niepewność, a
osobowość małego dziecka zaczyna się rozpadać. Zachorowanie na AIDS jest
wyrazem rozdźwięku pomiędzy pragnieniem miłości bezwarunkowej a wiarą, że
się na nią nie zasługuje.
Dlatego następuje udane uleczenie, czyli moment, gdy
dusza Jona przebija się swym światłem, a osobowość Jona dostrzega je i wierzy,
że tym właśnie światłem jest..., że Jon jest Światłem.
Anioł pięknie ujął sedno rozwoju duchowego na Ziemi: miłość własna
rozwija się wtedy, gdy przestajemy myśleć o sobie jak o kimś, kto ma
ograniczoną i wadliwą osobowość, a zamiast tego pamiętamy, że jesteśmy
istotami doskonałymi. By rozpoznać to wewnętrzne światło, musimy zmienić
nasze wzorce myślowe, a co za tym idzie, naszą kondycję fizyczną.
- A jak dusza Jona zaplanowała moment rozbłysku tego światła? Skąd
wiedziała, że to się stanie - zapytałem.
- Wszystkie wcielenia w waszym świecie - odpowiedział anioł - następują
po to, by dusza mogła przekroczyć podstawowe poziomy ciemności. Istnieje
wibracja nienawiści, wibracja oddzielenia się od Boga, wibracja braku
akceptacji, lęku - wszystkie istnieją jako ukryte poziomy częstotliwości, które
moglibyśmy porównać do dźwięku. Mają one wpływ na ludzkie ciało, ale
wpływ ten jest nieświadomy, niewidzialny i niemierzalny. Będąc w tym świecie
wierzycie, że to wy jesteście lękiem, nienawiścią lub brakiem akceptacji.
Dlatego jesteście w stanie popełniać morderstwa, znieważać i wykorzystywać
drugiego człowieka. Dlatego też działacie na niskich częstotliwo
ściach. Kiedy dusza wstępuje w ciało, traci jasność sytuacji, a jako człowiek
zaczyna wierzyć, że jest tylko ciałem. Zapomina, że nadal jest duszą. To jednak
jest częścią jej planu: żeby zapomnieć o własnej boskości i przypomnieć sobie o
prawdzie, trzeba przejść przez wiele prób, które zrodzą wielką siłę, ustalą
przekonania oraz podniosą poziom jej wibracji.
(Jon powie później o tej uwadze: „To jest dokładnie ten rodzaj siły, którego
szukałem. Poczyniłem zauważalne kroki, by dotrzeć do istoty, o której wiem, że
jest we mnie. Choroba AIDS spowodowała, że wiem, iż moje ciało się boi, ale
wiem też, że moja dusza, moja natura i świadomość nie znają strachu".)
(...)
Staci i jej przewodnik dostarczyli nam jasnej odpowiedzi, dlaczego dusza
planuje przed urodzeniem zarażenie się AIDS, ale co z tymi, którzy chorują na
AIDS nie zaprojektowawszy tego wcześniej? Jaką rolę, jeśli w ogóle jakąś, gra
dusza w takich przypadkach?
- Miałam przyjaciela, który zmarł na AIDS. Nie przyszedł na świat z takim
planem - odpowiedziała Staci. - Ale takiego wyboru dokonał później.
- Czy wybór zapadł na poziomie duszy czy osobowości - zapytałem.
- Na poziomie duszy. Ale wybór miał miejsce wtedy, gdy osoba ta była już
we wcieleniu ludzkim.
- Więc to dusza chciała wycofać swą energię z tej inkarnacji? -Tak.
- Dlaczego?
- Ów przyjaciel od chwili narodzin nie czuł się kochany. Nie chciał
popełniać samobójstwa w sensie fizycznego pozbawienia się życia. Chciał
odejść tak, by zasłużyć na miłość i uwagę podczas choroby. Wyższa forma jego
jestestwa [dusza] zgodziła się zrobić to, co czuła jego osobowość - wypełniona
wielkim smutkiem, brakiem wybaczenia i wyrzutami sumienia. To była
najprostsza droga, którą jego dusza mogła wydostać się z tego życia.
51 *
- W jaki sposób dusza podpowiada osobowości, by zachorować na AIDS -
zapytałem.
- Już wcześniej miały miejsce zachowania, które tworzyły taką okazję, a
niosło ją wielu partnerów - odpowiedziała Staci.
Ciągle nie mogłem zrozumieć, jak to się mogło stać.
- Ale wygląda na to, że dusza miała kontrolę nad osobowością i jej decyzją,
czy zarazić się AIDS. Jak niby dusza mogła to kontrolować?
- Nocą, kiedy śpimy, wiele się dzieje na poziomie duchowym. To była
decyzja, która się pojawiła, gdy on spał.
- Innymi słowy, osobowość wchodzi nocą w ciało świetliste, spotyka duszę i
godzi się na zdarzenie, które pozwoli jej zarazić się AIDS, gdy już przebudzi się
ze snu.


Czytając tę książkę rozmyślałam o przypadku Jurgerna. A może zaplanował sobie taki "zimny prysznic" jako punkt zwrotny w swoim życiu? A Jola wyraziła zgodę na wzięcie udziału w tym przedstawieniu?
A może teraz leży w śpiączce i postanawia co dalej zrobić, ewakuować się z tego łez padołu czy podjąć wyzwanie?
ot takie moje gdybanie.[/b]


Ostatnio zmieniony przez NianiaOgg dnia Czw 9:26, 27 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grey Owl
Wiedźma ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 3072
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Śląsk

PostWysłany: Czw 10:22, 27 Lut 2014    Temat postu:

Dodam może Nianiu, że dzięki Mamie, osobie bardzo zmiennej w nastrojach, w sekundzie wręcz, nauczyłam się widzieć mini zmiany w mimice i mowie ciała.
Wczoraj zauważyłam na twarzy Jurgena subtelny znak bruzd goryczy.
Ale to można rozumieć trojako :
- gorycz, że jest totalnie unieruchomiony we własnym ciele
- gorycz, że starcił kontrolę w swoich sprawach i domu
- gorzko mu, bo coś pojmuje.

PS. Tak Mijku, wątrobę Jurgen już długo traktował po macoszemu.


Ostatnio zmieniony przez Grey Owl dnia Czw 10:24, 27 Lut 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NianiaOgg
szeptucha ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 5860
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 7:54, 28 Lut 2014    Temat postu:

poczytałam ciąg dalszy tej książki. Kolejny rozdział opowiada o Doris, kobiecie która dwa razy zachorowała na raka piersi. Geneza jej choroby, podłoże psychologiczne i karmiczne są bardzo ciekawe. Rozmowa za pośrednictwem medium bardzo mnie zainteresowała. Padły tam takie stwierdzenia, że nie ma błędów, są tylko różne drogi dojścia do celu dla duszy. Że człowiek który robi nam krzywdę, być może przyjął tę rolę na naszą prośbę i jest dla nas "zły" niekoniecznie dlatego że przerabia jakieś swoje karmiczne zaszłości, i wcale nei jest powiedziane że "odpokutuje" te czyny w kolejnym życiu, bo to zależy na co się dusze umówiły. Kto komu akurat w tym momencie inkarnacyjnym pomaga, ofiara katowi, czy może kat ofierze.
Chciałam tu zamieścić ten fragment, bo i ciekawy wątek się tam przewija o tym że zaplanowane lekcje przerabiamy nei tylko w tym wcieleniu, ale być może również we wcieleniu/wcieleniach równoległych, na planie fizycznym, ale nie tylko, bo tych planów jest więcej i dróg dojścia do celu jest więcej, a planując życie zakładamy wiele dróg alternatywnych i jeśli ktoś w tym życiu swojej lekcji nie zakończył "sukcesem" to być może zrobił to na innym planie albo w innym równoległym wcieleniu, bo wersji jest wiele i aktorów jest więcej niż jeden "jednocześnie" .
Ale tych ciekawych wątków jest tu tyle że uznałam za bezsensowne wklejanie tu całej książki. Polecam lekturę i służę wersją w pdf.
mogę ją przesłać zainteresowanym na maila.

Popatrzyłam na swoje życie z takiej perspektywy i mam sporo do przemyślenia, muszę wam powiedzieć. To wszystko zaczyna mieć dla mnie sens. Żadna religia do mnie nie przemawia, wszystkie są ograniczone w swoim postrzeganiu duszy i losu, roli boga, znaczenia "dobra" i "zła" , dopiero patrząc na całokształt z takiej jak przedstawiona w książce perspektywy, całość zaczyna dla mnie nabierać sensu.
nie żebym wszystko zrozumiała, taka mądra niestety nie jestem, ale przestało mi "zgrzytać", a to już coś.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mijk
czarownica



Dołączył: 01 Lip 2013
Posty: 2966
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 8:15, 28 Lut 2014    Temat postu:

Mnie tam niestety zgrzyta dalej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grey Owl
Wiedźma ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 3072
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Śląsk

PostWysłany: Pią 8:26, 28 Lut 2014    Temat postu:

Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NianiaOgg
szeptucha ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 5860
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 9:42, 28 Lut 2014    Temat postu:

mijk napisał:
Mnie tam niestety zgrzyta dalej.

haha! no tak, kochana jesteś , widzisz prosiłam cię żebyś nas rozśmieszyła i proszę bardzo, mówisz i masz Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grey Owl
Wiedźma ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 3072
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Śląsk

PostWysłany: Pią 13:50, 28 Lut 2014    Temat postu:

Też mi nie całkiem pasi z tymi starymi wyjaśnieniami teorii reinkarnacji Nianiu.
A gdzie przede wszystkim ? Wpiszę tu tekst jakim Ci odpowiedziałam w podobnej dyskusji na Duchowej Drodze. Fajnie by było, gdyby i Paweł w naszej wziął udział, bo siedzi w temacie długo, a zajmuje się nim z podziwu godną systematycznością w odróżnieniu od nas Smile


Prawie wszyskie ojaśnienia teori reinkarnacji bazują w zasadzie Nianu na następstwie zdarzeń. Czyli co tam nie przerobiłam, czy błędnie zadecydowałam w przeszłości, to w następnych, kolejnych życiach mam skorygować, zadośćuczynić, wyrównać...

Dlatego mam problemy podczas rozmów z niektórymi specjalistami od reinkarnacji i nie podejmuję już tego tematu z nimi.

Bo geometrycznie ponadtrójwymiarowo rzecz ujmując i posługując się trójwymiarową próbą przybliżenia o co chodzi w Wiecznym Teraz : to, co widzimy my, trójwymiarowi jako upływ 'czasu', to z wymiaru ponad 3D jest rzeką zdarzeń, gdzie każde z nich jest widoczne w określonym miejscu ich nurtu. Wczoraj przykładowo jest TAM OTO w kierunku górnego biegu rzeki, dziś jest TU OTO pode mną, a jutro ÓWDZIE, w stronę dolnego biegu.
Często nazywa się to istnieniem równoległym, co nie tak do końca zgrabnie wyjaśnia w czym rzecz, bo wkłada do jednego worka wyjaśnienie wzajemnego odniesienia naszych wczoraj, dziś i jutro - ze zjawiskiem istnienia światów równoległych, a to jeszcze coś innego.
Mapa zdarzeń Istnienia w matematyce wzorów chaosu, nakłada się na siebie warstwami, z drobną przerwą między każdą z warstw. I te przerwy są matematycznie udowodnione.
A to właśnie w tych przerwach, pomiędzy nimi mogą mieścić się inne światy i zapisy ich zdarzeń, wibrujące ponadto w innych częstotliwościach jak nasze. Równoległowcy istnieją więc w naszych przerwach, a my w ich, i jeszcze odmiennie drgamy.

Słucham czasem radia Paranormalium, a tam w soboty niejaki Tomek (z bardzo odpowiadającym mi poczuciem humoru) gości ze swą autorską audycją pt. "Hiperprzestrzeń". I dwie audycje temu, mówił Tomek między innymi o cesze wszelkich energii, zaś chcąc przbliżyć sprawę jednostki częstotliwości powiedział tak : "Jak cię trzęsie gościu raz na sekundę, to jesteś Hertz."


Do zrozumienia istnienia tych przerw i pojęcia ich ' praktycznego zastosowania', przyczyniły się uwagi spotykane w paru czytanych źródłach o tym, że wszelkie energie rozchodzą się nieciągle, a w porcjach, i w określonym porządku pulsacji dla każdego ciągu Istnienia. Taki swoisty alfabet Morse'a Smile
Zaś zrozumienie na czym polega ten porządek, przybliżył mi wykład o ciągu liczb Fibonacciego (można zaglądnąć dla sprawdzenia : [link widoczny dla zalogowanych] ).

Każda warstwa zapisu Istnienia, to jak kolejna klatka filmu na taśmie. Oglądając film, przechodzimy poprzez kolejne klatki z określoną prędkością, nie konotując w ogóle przerw między nimi. Dla nas opowiadana historia ma ciągłość.
Podobnie nie konotujemy przerw w istnieniu, bo nie istniejemy wtedy Smile więc dla nas doznania zachowują ciągłość.

A wyobraźmy sobie co by było, gdyby tych przerw nie było.
Idziemy sobie do przodu po linii prostej przez godzinę (a wokół nas wszystko też przecież gdzieś zmierza i to w różnych kierunkach). Co wtedy tworzymy przez tę godzinę w zapisie historii zdarzenia, gdyby tych przerw nie było ? Długi monolit, po bokach mający wybrzuszenie naszych ramion i nóg, z przodu mający twarz z klatką piersiową, a z tyłu naszą potylicę i plecy.
Podobnie droga każdego ciała niebieskiego byłaby zapisana w pamięci Wszechświata, jako stale się wydłużający, pokręcony sprężynowo cylinder zakończony dwoma półkulami...
Jak wtedy przeglądać strony kroniki Akaszy, przechodzić przez nie, gdy stron nie ma ?
Jak przesuwać klatki filmu, gdy wszystkie sklejone ze sobą w sztapel ?


Ale wyskoczyłam nagle...! z moimi wygibasami wykonywanymi na prywatny użytek...
Na wszelki wypadek z góry przepraszam.

Do tego co tu naszkicowałam, dochodziłam pomalutku przez wiele lat, od czasu do czasu zagłębiając się w myślenie o tym i przestrzenne wyobrażanie sobie tego tak, by choć dla mnie miało to ręce i nogi do przyjęcia Smile

Ot, dzielę się tym jak to wychodzi u mnie, nie chcę nikomu cokolwiek wcisnąć.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mijk
czarownica



Dołączył: 01 Lip 2013
Posty: 2966
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 16:07, 28 Lut 2014    Temat postu:

Grey Owl napisał:


Do tego co tu naszkicowałam, dochodziłam pomalutku przez wiele lat, od czasu do czasu zagłębiając się w myślenie o tym i przestrzenne wyobrażanie sobie tego tak, by choć dla mnie miało to ręce i nogi do przyjęcia Smile



Dobrze Sowo, że dodałaś. Już się zaczynałam martwić o siebie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NianiaOgg
szeptucha ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 5860
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 16:43, 28 Lut 2014    Temat postu:

w tym fragmencie książki o którym mówiłam, a którego nei zamieściłam tutaj, padło stwierdzenie że czas nie jest linią tylko siatką.
Jakkolwiek próbować to sobie wyobrażać, a okazuje się że wyobraźnia w tej kwestii mnie zawodzi Rolling Eyes ja pozostaję przy stwierdzeniu, że dusza nie jest ograniczona czasem, oraz że może inkarnować raz tu, innym razem dwieście ziemskich lat wcześniej - bo jej akurat tamte klimaty pasują do roli w którą chce się wcielić, to znowuż machnie swoją mackę tysiąc lat później... a w między-bezczasie upchnie parę setek wcieleń niefizycznych ... jakie to są te wcielenia niefizycznie , to mnie nie pytajcie, i ja też nie probuję sobie ich wyobrazić zachowując umysł przy zdrowych zmysłach Rolling Eyes
Ten ów/owa, który się wypowiadał/a za pośrednictwem medium, mówił że Dusza to jest zbiór, a inkarnują się Osobowości , które po odsianiu tego i owego łączą się (wracają jako cząstka) do Duszy, gubiąc po drodze cechy które są dla Duszy nieprzydatną informacją.
Ciekawe, ile ze mnie zostanie po tym odsianiu ziarna od plew....
będą jaja jak nic nie zostanie Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grey Owl
Wiedźma ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 3072
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Śląsk

PostWysłany: Pią 16:53, 28 Lut 2014    Temat postu:

Robić jaja to nie jest NIC, to samo jądro istnienia.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NianiaOgg
szeptucha ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 5860
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:16, 28 Lut 2014    Temat postu:

Grey Owl napisał:
Robić jaja to nie jest NIC, to samo jądro istnienia.
jadro powiadasz... Wink Jola jajcara Laughing
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NianiaOgg
szeptucha ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 5860
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 8:16, 06 Mar 2014    Temat postu:

Ciąg dalszy książki "odważne dusze", fragment:
Historia Sharon
Sharon, pielęgniarka na oddziale intensywnej terapii dla noworodków, była
w pracy, gdy zadzwoniła do niej córka Sarah. Sarah, wraz z mężem Sharon
Johnem, znaleźli Tony'ego nieprzytomnego na podłodze w łazience. Obok leżała
zakrwawiona strzykawka, a wokół ramienia chłopca zaciśnięty był jeszcze
pasek. Tony był siny.
- Płakałam histerycznie - wspomina Sharon. - Wybiegłam z pracy i
wskoczyłam do samochodu. Lekarka, z którą pracowałam, biegła za mną.
Krzyczała: „Uspokój się! Nie możesz prowadzić w tym stanie". Złapała za okno
w samochodzie, a ja powtarzałam: „Puść mój samochód!". W końcu puściła.
Odjechałam tak szybko, jak umiałam, modląc się przez całą drogę: Pozwól, aby
żył, gdy tam dojadę. Proszę, nie pozwól mu umrzeć!
W szpitalu Sharon spotkała Sarę i Johna. Tony przedawkował heroinę; był w
stanie półśpiączki i bardzo cierpiał - jak się później okazało - z powodu ataku
serca. Kiedy lekarze zdecydowali o przewiezieniu go do większego szpitala,
Sharon wskoczyła za nim do karetki.
- Technicy medyczni kazali mi wysiadać - wspomina Sharon. -
Odpowiedziałam: „Nigdzie nie idę! Jeśli wasze dzieci, nie daj Boże, trafią
kiedyś na mój oddział, też się nimi szczególnie zaopiekuję. A teraz pozwólcie
mi tutaj zostać!".
Zgodzili się i Sharon pojechała u boku swojego syna. Kiedy przybyli na
miejsce, Tony został umieszczony na oddziale intensywnej terapii. Lekarze
powiedzieli Sharon, że syn prawdopodobnie nie przeżyje nocy.
- Prosiłam, błagałam Boga, aby go ocalił; obiecywałam, że zrobię wszystko,
aby pomóc jemu i każdej innej osobie, która potrzebuje pomocy - powiedziała
miękko Sharon. - Wyglądał tak pięknie, leżąc tak na łóżku: głowa w lokach,
ciemnobrązowych, tak jak w dzieciństwie. Spędziłam wiele godzin dotykając
jego włosów, bawiąc się lokami, myśląc o tym, jaki był piękny, myśląc o całym
jego życiu, myśląc o tym, jak bardzo go kocham. Między Sarą a Tonym
straciłam troje dzieci. Tak bardzo go wyczekiwałam. Tak bardzo chciałam mieć
syna. Jestem jedną z sześciu córek. Nigdy nie byłam blisko z żadnym
mężczyzną, wyłączając mojego ojca i męża. Nigdy nie miałam brata, ani
dobrego kumpla, więc naprawdę pragnęłam syna. Każdy, kto wchodził do
pokoju, każda pielęgniarka, każdy lekarz, mówił, jaki z niego przystojny
chłopak.
Tony dożył do rana, kiedy to lekarze powiedzieli Sharon, że ma szanse na
przeżycie, ale istnieje też duże prawdopodobieństwo uszkodzenia mózgu.
Powiedzieli, że to dlatego iż był nieprzytomny w łazience przez dziewięćdziesiąt
minut.
122
Tony nie odzyskał przytomności przez kolejne pięć dni, a Sharon została
przy jego łóżku przez cały czas. W końcu otworzył oczy i spojrzał na nią.
- W końcu otworzył oczy i spojrzał na mnie. Wiedziałam, że z mózgiem w
porządku - rozpłakała się Sharon. - Powiedział mi: „Tak mi przykro" - i zaczął
płakać. Odpowiedziałam: „Proszę, nie mów tak, Tony. Już wszystko w
porządku. Wszystko będzie dobrze".
- Kiedy się poprzytulaliśmy, zapytałam go, czy chciał sobie odebrać życie.
Odpowiedział, że to był wypadek. Nie chciał umrzeć. Była to dla mnie ogromna
ulga! Oznaczało to, że była jeszcze nadzieja, iż pokona swoje uzależnienie od
heroiny - Sharon już tylko pochlipywała. - Zawsze się zastanawiałam, co
zrobiłam źle wychowując go - dodała smutno.
Po wyjściu ze szpitala Tony poszedł na odwyk, a potem na przej-ściówkę.
Tam właśnie dostał heroinę od jednego z pacjentów i ponownie przedawkował.
Gdy udzielono mu pomocy lekarskiej, Sharon zabrała go do domu.
- Nie wiedziałam, czy powinnam mieć nadzieję, czy czuć się przerażona -
wspomina. - Miałam huśtawkę nastrojów. Raz czułam się zdesperowana, a znów
za chwilę myślałam, że wszystko będzie dobrze.
Mimo tych wahań, Sharon koncentrowała się na pozytywach, rozmawiając z
Tonym i podkreślając każdego dnia rehabilitacji, że zdecydował się nie zażywać
narkotyków.
- Ile już dni wytrwałeś we właściwej decyzji - pytała go zachęcająco.
Starając się pomóc synowi, Sharon zapisała się na internetowe listy
dyskusyjne, włączając w to fora propagujące terapię metadonem.
Chemicznie podobny, ale mniej uzależniający niż heroina, metadon jest często
stosowany w terapii odwykowej od heroiny.
- Niektórzy spotkani tam ludzie byli uzależnieni, inni zaś byli zaangażowani
w terapię, ale wszyscy byli opiekuńczy, otwarci, kochający
- opowiadała mi Sharon. Nawiązała szczególnie silną więź z Eddiem,
mężczyzną, który też walczył z własnym nałogiem.
Sharon polegała na Eddiem i jego zrozumieniu Tony'ego. Tony obecnie
izolował się w swojej sypialni, raz na kilka dni schodząc na dół - tylko po
jedzenie. Eddie zapewniał Sharon, że zachowanie syna jest normalne, że Tony
unika świata, ponieważ chce się wyleczyć, ale boi się, że coś wciągnie go z
powrotem.
- Eddie mówił niezwykłe rzeczy, które naprawdę otwierały mi oczy
- powiedziała Sharon.
Niektóre z informacji Eddiego były tak inspirujące, że drukowała je i
przyczepiała do lustra w łazience Tony'ego. W końcu Tony zaczął podzi-
123
wiać Eddiego tak jak Sharon. Trzy miesiące po tym, jak Tony zakończył
swoją rehabilitację, Eddie zmarł z przedawkowania. Sharon dowiedziała się o
jego śmierci z wiadomości na liście dyskusyjnej.
- Tony wszedł do mojego pokoju i usiadł na skraju łóżka - wspomina
Sharon. - Powiedziałam: „Eddie nie żyje".
- Co - zapytał.
- Eddie nie żyje. Przedawkował.
- Tony wstał z łóżka. Ja też wstałam. Podeszliśmy do siebie, a on mnie
przytulił. Żadne z nas nic nie powiedziało - płakaliśmy.
Eddie zmarł piętnaście miesięcy przed moją rozmową z Sharon. Od tamtego
czasu Tony radził sobie bardzo dobrze; poznał nową dziewczynę i szukał pracy.
Zapytałem Sharon, jak ona się zmieniła w ciągu tych piętnastu miesięcy.
- Stałam się bardziej współczująca, bardziej wyrozumiała - odpowiedziała. -
Mam do wszystkiego większy dystans. Co ważne, nauczyłam się, że nie mogę
kontrolować zachowania Tony'ego. Mogę go pozytywnie wspierać, ale nie mogę
za niego nic zrobić, nie mogę go kontrolować. Mogę kontrolować jedynie swój
sposób zwracania się do niego.
Życie zawodowe Sharon również się zmieniło. Zmotywowana śmiercią
Eddiego i obietnicą, jaką złożyła Bogu, modląc się o życie syna, Sharon
zapoczątkowała w swoim szpitalu innowacyjny program leczenia. Metadonowe
Matki (MOM) to program, który zapewnia opiekę medyczną i wsparcie
emocjonalne dla ciężarnych kobiet biorących metadon i dla ich dzieci. W
programie MOM Sharon połączyła swoją miłość do dzieci z nowo odkrytą pasją
niesienia pomocy ludziom, którzy doświadczyli uzależnienia od heroiny.
- Pracujemy z rodzicami, aby czuli się akceptowani i odbudowali zaufanie -
powiedziała radośnie Sharon. - Jeśli się ich nie wspiera, załamią się, a dziecko
straci matkę. Takie dziecko trafia potem do adopcji, a całe jego życie się
zmienia w sposób dramatyczny, i to nie na lepsze. Pomyśl o skali tego
przedsięwzięcia. Jeśli taka matka się nie załamie i jest w stanie pocałować swoje
dziecko, to jest naprawdę cośl
Przed uruchomieniem MOM-a, Sharon czasem oceniała takie kobiety.
- Myślałam, jak ona mogła to zrobić? Ale teraz to się zmieniło. Sharon
zauważyła również zmiany u swoich kolegów w szpitalu.
- Widząc, jak moja rodzina przez to przechodzi, poczuli się zagrożeni. Skoro
to mogło przydarzyć się mojemu synowi, mogło się również zdarzyć ich
dzieciom. To naprawdę zmieniło też sposób, w jaki odnosili się do pacjentów.
124
- Sharon - zapytałem. - Co chciałabyś powiedzieć rodzicom, których dziecko
jest uzależnione od narkotyków?
- Nie trzymajcie tego w ukryciu. Dzielcie się tym, co się stało, a ludzie wam
pomogą.
Sesja Sharon z Glenną Dietrich
Przez kilka kolejnych dni po mojej rozmowie z Sharon niektóre z jej słów
bardzo mi ciążyły. Nie chciałem, aby czuła, że w jakiś sposób zawiodła
Tony'ego. Widziałem, jak ludzie zostawiają za sobą żal i smutek i przyjmują
zupełnie nową perspektywę, jeśli chodzi o stojące przed nimi wyzwania, gdy
dowiadują się, że je wcześniej zaplanowali. Miałem więc nadzieję, że sesja
Sharon z Glenną przyniesie jej spokój ducha.
Glenna rozpoczęła od podzielenia się informacjami, które otrzymała od
Ducha.
- Powiedziano mi kilka rzeczy o twoim synu. Przeżył już inne życia, w
których wykonywał pracę, która była dla niego magiczna. Doświadczał sytuacji,
w których rzeczy po prostu same się działy. Być może był nawet magikiem lub
szamanem. Poszukuje możliwości ponownego doświadczenia tego rodzaju
magii. Jest to jeden z powodów, dla których obrał taki (narkotykowy) styl życia.
Odczuwa magiczne reakcje chemiczne w swoim ciele, gdy bierze narkotyk. Jego
życie jest w całości poświęcone kreowaniu niezwykłych rzeczy. Urodził się z
wielkim talentem. Jest bardzo uzdolniony. Jeśli spojrzysz na Einsteina i innych
ludzi, którzy wnieśli do tego świata jakieś niezwykłe informacje, zdolności
muzyczne, twórcze procesy, wówczas zobaczysz, że ich wczesna dorosłość jest
najeżona problemami, ponieważ bardzo trudno jest utrzymać całą tę wibrację
wewnątrz ciała. Kiedy dojrzewają, zobaczysz, jak ta wibracja z nich wypływa.
- Zanim uzależnił się od narkotyków, jego zdolności artystyczne rzucały na
kolana - potwierdziła Sharon. - Już się tym nie zajmuje, nie robi tego od wielu
lat, ale ma takie zdolności. Jego IQ wynosi 140.
Glenna skupiła się teraz na czymś innym.
- Kiedy się do niego dostrajam, czuję strach. Tak ja to odbieram.
- Ja też to czuję - potwierdziła Sharon.
- Kiedy mamy jakiś wielki dar, a nie możemy go spożytkować -
kontynuowała Glenna - wówczas w ciele powstaje blokada energetyczna.
Zablokowana energia rodzi choroby. Poprowadź go ponownie w kierunku
wyrażania jego własnej twórczości. I kochaj go, kochaj go, kochaj go! Czuje, że
zrobił coś złego i że stracił w twoich oczach szacunek i wartość.
125
Współczucie Glenny było namacalne. Ulżyło mi, gdy poczułem, że Sharon
jest w dobrych rękach.
- Czy zaplanowaliśmy to wcześniej, w imię jakiegoś wyższego dobra -
zapytała.
- Dla wyższego dobra, jak również z potrzeby twojej duszy - odpowiedziała
Glenna. Przychodzimy tutaj, aby wszystkiego doświadczyć. Wszyscy byliśmy
mordercami, gwałcicielami i świętymi. Doświadczyliśmy wszystkiego albo
jeszcze doświadczymy. I planujemy te rzeczy z dużym wyprzedzeniem, w
związku z czym mamy na wszystko, czego chcemy się nauczyć, gotowe
okoliczności. Jeśli chodzi o ciebie, nie potrzebowałaś tutaj powracać.
Ukończyłaś swój cykl uczenia się, jednak przybyłaś, aby mu towarzyszyć. Nie
mówię, że jest to twój jedyny cel, jednak to był główny bodziec, który
spowodował, że zdecydowałaś się wrócić. On wie to samo, na tym samym
poziomie. To może być zarówno piękne, jak i bardzo trudne, ponieważ to
przynosi mu poczucie winy.
Byłem zaskoczony tą informacją; po raz pierwszy usłyszałem, że dusza
może nie potrzebować ponownej inkarnacji. Myśli o programie MOM,
założonym przez Sharon, przelatywały mi przez głowę podobnie jak myśli o
sposobie, w jaki przyjęła swój ból i wykorzystała go, aby pomóc innym.
Wydawało mi się, że i ja, i Glenna rozmawiamy z duszą na wysokim etapie
rozwoju.
- On nie wie, jak się sobą zaopiekować - Glenna powiedziała do Sharon. -
To są właśnie lekcje, które musi tutaj zaliczyć. Ty posiadasz niezwykłe
zdolności opiekuńcze. To właśnie w tej sferze zlokalizowane są twoje talenty.
On nie tylko je od ciebie czerpie, ale on ciebie również obserwuje i będzie cię
naśladował.
- Pewnego dnia powiedział do mnie coś, co zwaliło mnie z nóg -
odpowiedziała Sharon. Powiedział: „Mamo, naprawdę inspirujesz mnie każdego
dnia wszystkim, co robisz dla innych".

resztę można przeczytać i owszem, w wersji pdf, służę mailem Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.chataczarownic.fora.pl Strona Główna -> Reinkarnacja Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin