Forum www.chataczarownic.fora.pl Strona Główna www.chataczarownic.fora.pl
życie po życiu, ezoteryka
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy     GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Dalsze poszukiwania

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.chataczarownic.fora.pl Strona Główna -> R. Monroe
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
NianiaOgg
szeptucha ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 5860
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 7:37, 29 Maj 2013    Temat postu: Dalsze poszukiwania

Jest to fragment książki "Najdalsza Podróż", Rozdział 17sty, "Dalsze poszukiwania".
Cenne informacje na temat zasad na jakich działa miejsce zwane Parkiem.

Dalsze poszukiwania.

.Przejrzawszy najlepiej jak tylko mogłem bardzo skąpą ilość tego, co osiągalne jest na temat życia po śmierci w danych Ziemskiego Systemu Życia zadecydowałem, że nieodzowny jest powrót do mojego osobistego inwentarza doświadczeń. To, czego poszukiwałem, stało się pewnego rodzaju ubezpieczeniem na śmierć, a okoliczności w moim życiu osobistym wskazywały, iż nie jest to potrzeba paląca. Moja rdzenna jaźń podpowiadała mi, że nie jest to takie trudne, jak miałem w zwyczaju o tym myśleć, więc mając to na uwadze rozpocząłem poszukiwania.

Istniała niewielka grupka osób, o których dobrze wiedziałem, że kontaktowałem się z nimi już po ich fizycznym odejściu w trakcie moich doznań poza ciałem. Do grupy tej zaliczał się mój ojciec, który zmarł po roku cierpień będących rezultatem wylewu. Odnalazłem go w małym pokoju z jednym tylko oknem, najwyraźniej powracającego do zdrowia. Przywitał się ze mną bardzo serdecznie. Był też przyjaciel, inżynier Charlie, który umarł na skutek zawału serca, i którego odkryłem w chatce nad brzegiem oceanu; mój przyjaciel pilot oraz badacz Agnew, którego w miesiąc po jego tragicznym wypadku lotniczym spotkałem w miejscu przypominającym laboratorium – był bardzo podekscytowany jakimś nowym projektem; a także Dick, mój przyjaciel lekarz, zmarły na raka, którego odnalazłem młodszego i zdrowszego, rozmawiającego z dwoma innymi mężczyznami w pomieszczeniu przypominającym biuro. Na krótko spotkałem też moją matkę, chociaż nie było to podczas OBE. Pojawiła się, w kilka minut po swojej śmierci w szpitalu w Ohio, na przednim siedzeniu mojego samochodu, kiedy jechałem do pracy.

Byli też inni, ale nikogo nie znalem tak dobrze jak tych. Kiedy poszedłem śladem tego, czym byli... jakich ich znałem, wyłonił się pewien interesujący fakt. Otóż żadna z tych osób nie była zamknięta w systemie przekonań o życiu po śmierci. Ale gdzie w takim razie poszli i jak się tam dostali? Po wszystkich tych latach nie podjąłem trudu, aby się tego dowiedzieć.

Rozważając to wszystko równocześnie uświadomiłem sobie, jak niewiele systemów przekonań zostało nałożonych na mnie przez moich rodziców. Żadnego ognia i siarki, żadnych aniołów czy diabłów, żadnych kazań o życiu pozagrobowym – jedynie proces samookreślenia. W owym czasie ani oni, ani ja nie zdawaliśmy sobie sprawy, jak bardzo było to ważne.

Podczas nocnych wypraw rozpocząłem próby odkrycia, co zdarzyło się tym, których spotkałem już po zakończeniu ich pobytu w Ziemskim Systemie Życia. Około trzeciej nad ranem po dwóch cyklach snu byłem wypoczęty i odprężony. Wydostawszy się na zewnątrz znalazłem się w ciemności, w pobliżu mojego ciała fizycznego. Zaledwie chwilę zajęło mi dotarcie do skraju Pasma H. Oddalając się odeń rozpocząłem poszukiwania tych, którzy nie posiadali silnego systemu przekonań o życiu po śmierci.

Na pierwszy ogień poszedł Charlie. Dokonałem szybkiego przełączenia i znalazłem się w stworzonej przez niego niefizycznej chatce nad brzegiem oceanu. Przypominało to zatrzymany na chwilę kadr filmu. Piaszczysta plaża sprawiała wrażenie normalnej, ale chatka była pusta. Chmury na niebie były nieruchome, słońce także wydawało się stać w miejscu. Nie było żadnego wiatru. Charlie zniknął. Gdyby tu był, wszystko byłoby w ruchu.

Nagle zauważyłem coś, co było dla mnie anomalią. Stopami wyczułem piasek. Spojrzałem w dół. Były tam moje stopy – moje bose stopy. Poruszyłem palcami i wepchnąłem je w piasek. Wszystko sprawiało wrażenie absolutnie naturalnego. Po jednej stronie ciągnął się pas trawy. Podszedłem bliżej – nie podpłynąłem w powietrzu – i dotknąłem jej bosą stopą. Była to najprawdziwsza trawa. Pochyliłem się i zerwałem jedno źdźbło spostrzegając równocześnie, że posiadam także rękę. Włożyłem źdźbło do ust i delikatnie ugryzłem. Smak był jak najbardziej prawdziwy. Rzeczywiście była to trawa, żywa i rosnąca.

Charlie, którego znałem nigdy nie zdradził się, że potrafi tworzyć żywe organizmy. Tutaj miałem jednak tego dowód. Ja sam także przybrałem przecież automatycznie formę fizyczną, a to było już zupełnie niezwykłe, skromnie mówiąc. Jaki rodzaj pola energii wytworzył Charlie? Z pewnością nie był to system przekonań, a ja nie zostałem uwarunkowany na to, co znalazłem.

Kiedy opuszczałem to miejsce, powoli i rozważnie, moje zmysły ciała fizycznego zaczęły powoli zanikać. Sprawdziwszy “lokalizację" stwierdziłem, że znajduję się tuż po wewnętrznej strome bariery Pasma H Dźwięku, w obrębie pasma ludzkiej radiacji w spektrum Pola (M).

W ciągu następnych tygodni próbowałem dowiedzieć się, dokąd odszedł Charlie. Chociaż próbowałem na wszystkie możliwe sposoby, nigdzie nie udało mi się natrafić na jego ślad.

Następną poszukiwaną przeze mnie osobą był mój ojciec. Przez przeszło rok cierpiał na silne bóle będące skutkiem wylewu i przed śmiercią nie był już w stanie porozmawiać o swoim problemie. Dowiedziałem się o tym, kiedy odnalazłem go uprzednio, wkrótce po jego śmierci. Teraz także z łatwością odszukałem pokój, w którym powracał do zdrowia, ale jak się tego po trosze spodziewałem, nie było go w nim. Pokój był pusty. Mogłem jednak wyciągnąć dłoń i dotknąć nią ściany. Dlaczego nagle zmaterializowałem swoją dłoń? dana była chropowata, jakby wykonana z betonu czy cegieł. Ojciec, którego znałem, nie mógł tego zbudować. A więc albo nie znałem ojca tak dobrze, jak mi się wydawało, albo też pokój ten zbudowany został przez kogoś innego.

Kiedy przemieszczałem się powoli na szczyt niewielkiego budynku, moje postrzeganie ponownie zmieniło się na czysto fizyczne. Nie byłem zaskoczony stwierdzając, że całkiem niedaleko znajduje się Pasmo H Dźwięku. Później próbowałem, ale nie udało mi się dowiedzieć, gdzie był mój ojciec. Czyżby zarówno on jak i Charlie powrócili do Ziemskiego Systemu Życia? A może przejęli ich “odzyskiwacze" z ich własnych Ja-Tam? I co to właściwie za miejsce, w którym od momentu ich odejścia chatka i pokój stały puste? Tak jak poprzednio czułem, że było to zbyt rzeczywiste jak na system przekonań. Moja ciekawość została pobudzona.

Kilka dni później podjąłem kolejną wyprawę do przyległego obszaru – z takim samym rezultatem. Odnalazłem miejsce, w którym spotkałem Agnewa w kilka miesięcy po jego śmierci we wraku płonącego samolotu po nieudanym lądowaniu na lotnisku w Ohio. To właśnie na jego pogrzebie w Północnej Karolinie miało miejsce pewne wydarzenie, którego nie potrafię wytłumaczyć. W chwili, w której trumna z jego zwłokami opuszczana była do grobu, nisko nad cmentarzem przeleciał samolocik typu Twin Beech. Był to dokładnie taki sam model, łącznie z kolorem i oznakowaniami, na jakim latał Agnew. Pomachał skrzydłami i po chwili zniknął w oddali. Wdowa wybuchnęła płaczem, a my wszyscy, którzy znaliśmy go dobrze, także byliśmy tym incydentem poruszeni. Później sprawdziliśmy wszystkie lotniska w promieniu trzystu mil. Żadne nie odnotowało startu bądź lądowania samolotu typu Twin Beech.

Mając to na uwadze nie byłem zbytnim optymistą, jeśli chodzi o odnalezienie tak twórczego osobnika jak on w jakimś miejscu niefizycznym. Kiedy spotkałem go poprzednio, wkrótce po jego śmierci, pełen podniecenia pracował właśnie nad czymś, czego nie potrafił mi wytłumaczyć. Tym razem platforma i osprzęt znajdowały się na swoim miejscu, brakowało jedynie Agnewa. Nawet nie próbowałem go zlokalizować – było zbyt wiele różnych możliwości.

Następnie skoncentrowałem się na miejscu, w którym spotkałem Dicka po jego śmierci. Był dobrym lekarzem i przyjacielem jeszcze z czasów, kiedy mieszkałem w Nowym Jorku. Gdy go wtedy ujrzałem, pogrążony był w poważnej dyskusji z kilkoma mężczyznami znajdującymi się razem z nim w jakimś dużym pokoju. Nie odezwał się do mnie, ale na znak rozpoznania pomachał ręką. Wyglądał o połowę młodziej niż w chwili swojej śmierci.

Dotarłem do tego samego dużego pokoju bez większych problemów. Ku memu zaskoczeniu nie był on jednak pusty. Przy stole stało dwóch całkowicie normalnie wyglądających mężczyzn w garniturach. Pogrążeni byli w cichej rozmowie. Zbliżyłem się do nich ostrożnie.

“Przepraszam, ale czy moglibyście udzielić mi informacji o Dicku Gordonie?"

Odwrócili się i spojrzeli na mnie szeroko otwartymi oczami. Po chwili głos zabrał wyższy z nich.

“Przykro mi, ale nie oczekiwaliśmy ciebie. Czy chcesz usiąść? Jesteś zmęczony?"

“Nie, czuję się dobrze. Chciałbym tylko..."

"Poczekaj chwilę, George" – przerwał drugi mężczyzna. – “Ten jest inny. Spójrz!"

Przez moment intensywnie mi się przyglądali, po czym George pokiwał głową.

“Wciąż posiadasz żyjące ciało fizyczne?"

Zawahałem się.

“No cóż, raczej tak. Ale..."

“I wiesz, że nie śnisz?"

“Tak, wiem o tym. Próbuję..."

“Zadziwiające!" – George wyciągnął rękę, ujął w nią moją dłoń i energicznie potrząsnął. – “Słyszałem o ludziach takich jak ty, lecz jesteś pierwszym, którego spotkaliśmy! Co ty na to, Fred?"

“Ale... tak właściwie to co to za miejsce?"

Tym razem odpowiedzi udzielił mi Fred.

“Jest to miejsce, do którego trafiają pewni ludzie po swojej śmierci. Czasami przy odrobinie pomocy. Większość z nich nie wie, że ono istnieje".

“Jacy ludzie?"

“Związani z medycyną. Lekarze, chirurdzy i tak dalej".

“Dlaczego trafiają właśnie tutaj?"

“Aby ochłonąć po wielkiej przemianie" – wyjaśnił George. – “A potrzebują tego szczególnie, ponieważ tak bardzo pochłonięci byli utrzymywaniem swoich pacjentów przy życiu. Ale w znajomym otoczeniu szybko przychodzą do siebie. Rozejrzyj się".

Uświadomiłem sobie, że znajduję się w typowej prywatnej przychodni – z poczekalnią, w której stały fotele oraz stoliki pełne czasopism i różnokolorowych magazynów. Przez szybę widziałem biurko pielęgniarki i szafkę z kartotekami. Drzwi do gabinetu wewnętrznego były uchylone i ujrzałem w nim biurko oraz krzesła, a jeszcze dalej zobaczyłem pokój badań z łóżkiem, tabelami oraz charakterystycznym dla takich wnętrz wyposażeniem.

Ponownie odwróciłem się w stronę mężczyzn.

“Kto to wszystko poustawiał? Wy?"

“Nie wiemy" – odparł Fred. – “Było już tu tak, kiedy przybyliśmy. Stworzono to, aby po prostu pomóc ludziom medycyny w przystosowaniu się do zmiany. Wszystko to jest znajome. Dlatego właśnie działa".

“Czy tylko wy tu jesteście?"

“Jest nas co najmniej kilkuset, ale większość znajduje się teraz w miejscu przyjęć. To ci, którzy zostają i pomagają. Inni przychodzą i odchodzą przez cały czas".

“Jak się tu dostałeś?" – zapytałem George'a

“No cóż, siedziałem w Parku, potem nadszedł Fred, usiadł obok mnie i nagle... Co się stało? Dobrze się czujesz?"

Musiał spostrzec malujący się na mojej twarzy szok, gdy niespodziewanie mój umysł zalała fala wspomnień. Park! Dawno temu przybyłem do Parku. Ale jak oraz dlaczego – tego nie mogłem sobie przypomnieć. Spotkałem tam oczekującą mnie grupę złożoną z dziesięciu lub dwunastu mężczyzn i kobiet, którzy przywitali mnie ciepło i wyjaśnili, gdzie się znajduję. Było to miejsce na dojście do siebie po szoku wywołanym śmiercią fizyczną – stacja przesiadkowa przeznaczona na odpoczynek i podjęcie decyzji, co dalej. Park!

“Czuję się dobrze" – udało mi się w końcu wydusić. -“Nic mi nie jest. Ale powiedzcie mi... gdzie jest ten Park?"

Odpowiedział mi Fred. Na jego twarzy, kiedy na mnie patrzył, dostrzegłem zrozumienie.

“Tego właśnie poszukujesz, prawda?"

“Nie wiem. Ale wydaje mi się, że tak".

Wskazał ręką znajdujące się za nim drzwi.

“Po prostu wyjdź, skręć w lewo i podążaj ścieżką przez las. To niedaleko".

Byłem głęboko wdzięczny.

“Dziękuję – dziękuję wam obu. Być może zobaczymy się jeszcze, choć nie jestem lekarzem".

George poklepał mnie po ramieniu.

“Wróć, kiedy będziesz miał okazję. A jeżeli znajdziesz jakiegoś samotnego lekarza, to sprowadź go także".

Wyszedłem na zewnątrz i skręciłem w lewo. Rzeczywiście znajdował się tam las wysokich drzew, w większości wyglądających znajomo. Ruszyłem ścieżką prowadzącą ku wąskiej przecince. Chociaż pragnąłem pognać nią jak na skrzydłach, to postanowiłem nie przyspieszać kroku. Wrażenie dotykania liści i trawy moimi stopami było niezwykle rzeczywiste. Moje stopy były bose!

Maszerowałem, a głowę i piersi owiewał mi delikatny wiaterek. Czułem go! Czułem powiewy tak samo, jak pod gołymi stopami liście i trawę! Mijałem dęby, topole, białe orzechy, jawory, kasztany, sosny i cedry, nawet dziwaczne w takim otoczeniu palmy oraz drzewa, o których nie sądziłem nawet, że mogą istnieć. Zapach kwiecia zmieszany z głębokim aromatem gleby był wprost cudowny. Moje powonienie działało bez zarzutu!

No i ptaki – przeszło połowa to gatunki, jakich nigdy przedtem nie widziałem! Śpiewały, ćwierkały, szczebiotały, przelatywały od drzewa do drzewa prawie tuż nad moją głową. Całe setki. I słyszałem je.

Zdumiewając się niezwykłością tego wszystkiego zwolniłem. Moja dłoń – tak, ponownie moja dłoń fizyczna – sięgnęła w stronę jednej z niższych gałęzi klonu i zerwała liść. Sprawiał wrażenie żywego i elastycznego. Włożyłem go do ust. Był lekko wilgotny i smakował tak, jak liście klonu zapamiętane z dzieciństwa.

Nagle wiedziałem już co się stało – co prawdopodobnie wciąż zachodziło. Otaczał mnie wytwór człowieka! Wielu z tych, którzy wędrowali tą ścieżką, tworzyło i dodawało do tego lasu swoje własne, ulubione ptaki i drzewa. Były to żywe twory, stworzone przez istoty ludzkie! Nie były standardowymi reprodukcjami na modłę zachodzącą w Ziemskim Systemie Życia, który tak naprawdę nie jest wytworem człowieka, lecz planem Kogoś innego. Także i cała reszta, którą w swoich poszukiwaniach pozostawiłem za sobą, była tym samym – wytworem ludzkiego umysłu-świadomości. Raj lekarzy, laboratorium Agnewa, pokój mojego ojca oraz chatka Charlie-go nad brzegiem oceanu. Przypomniałem nawet sobie Charliego demonstrującego, jak ją poskładał!

Wszystko ludzką kreacją! Podstawa! Wiedziałem o istnieniu naszego Stwórcy, ale czy my wszyscy rzeczywiście jesteśmy twórcami ulepionymi z tej samej gliny? Czy moja Rdzenna Jaźń, którą zaakceptowałem właściwie przypadkowo, jest jedynie maleńką repliką lub klonem Oryginału? Jak daleko możemy posunąć tę zaledwie częściowo wyrażoną myśl?

Jak gdyby na dowód rzeczywistości otaczającego świata ponad moim ramieniem przeleciała duża, pomarańczowa papuga, upuszczając prosto na moją dłoń białą kroplę. Roztarłem ją palcami i roześmiałem się, czując jej ciepłą konsystencję. Z całą pewnością była prawdziwa!

Szedłem dalej, zdumiewając się jak wielu było w tym lesie stworzonych przez człowieka przyjaciół, gdy nagle dotarłem do zakrętu ścieżki i drzewa skończyły się.

Przede mną był Park.

Taki sam jak wtedy, gdy odwiedzałem go po raz pierwszy, z krętymi ścieżkami i dróżkami, ławeczkami, kwiatami i drzewami, różnokolorowymi trawnikami, grupami dostojnych drzew, niewielkimi strumykami i fontannami oraz ciepłym słońcem pomiędzy drobnymi, pierzastymi chmurkami. Sam Park rozciągał się we wszystkich kierunkach po lekko pofałdowanym terenie tak daleko, jak mogłem sięgnąć okiem. Schodząc ze zbocza w stronę najbliższej ławeczki zastanawiałem się, jaki człowiek lub grupa ludzi stworzyła taki kompleks. Była to bowiem wspaniała kreacja jak na skromne zdawałoby się możliwości człowieka. Wiedziałem jednak, iż w taki właśnie sposób musiała zostać powołana do istnienia. Nie myślałem o tym podczas mojej poprzedniej wizyty lata temu. Teraz przypomniałem sobie – wiedziałem – dlaczego to tutaj jest.

Na mój widok z ławki podniosła się kobieta. Była średniego wzrostu, szczupła, o dużych, brązowych oczach i kasztanowych, lekko wijących się włosach, które opadały jej na ramiona. Jej twarz była gładka i pokryta delikatną opalenizną, rysy zaś wskazywały na subtelną mieszankę Orientu, rockowego Wschodu i Europy. Ubrana była w luźne, ciemne spodnie i długą do bioder kurtkę. Mogła mieć równie dobrze trzydzieści pięć, jak i pięćdziesiąt lat. Wydawała się znajoma – musiałem ją już gdzieś spotkać.

Uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę. “Nareszcie tu jesteś! Witaj z powrotem, Ashaneen". Ashaneen – moje imię zapamiętane z innego wcielenia. Dużo mi to powiedziało. Ująłem jej dłoń, która była na tyle rzeczywista, że mogłem ją poczuć. Kobieta zaprowadziła mnie do ławeczki i usiedliśmy. Mijały nas inne osoby, wszystkie dorosłe, poubierane w najprzeróżniejsze stroje. Niektóre z nich spoglądały na nas ciekawie... Zastanawiałem się dlaczego, dopóki nie zrozumiałem, że mogą dostrzegać subtelną różnicę pomiędzy moją a ich własną tutaj obecnością. Pochwyciłem spojrzenie siedzącej obok kobiety. Ponownie się uśmiechnęła. Zaczęły powracać wspomnienia. “Ta kurtka, którą masz na sobie..."

"Miałam ją na sobie, kiedy byłeś tu ostatnim razem. Pomyślałam, że może ci to pomóc w przypomnieniu sobie".

Skinąłem głową, lecz moje wspomnienia nie były dostatecznie przejrzyste. Znajdowała się pośród tuzina ludzi, których spotkałem ostatnim razem, tego byłem pewny.

Spojrzawszy na nią spostrzegłem, że w dalszym ciągu się uśmiecha. Czyżby czytała w moich myślach?

“Oczywiście, że mogę to robić. A ty możesz czytać w moich".

“Kim jesteś?"

“Jestem jedynie posłańcem. Mam ci powiedzieć, że możesz wszelkimi środkami sprowadzać do nas ludzi, tych którzy niedawno zakończyli swoją fizyczną egzystencję. Zaopiekujemy się nimi. Po to tu jesteśmy. A ty możesz nauczyć innych, aby robili to samo".

“W jaki sposób mogę nauczyć czegoś, co będzie się wydawać takie obce?"

“Jesteśmy pewni, że sobie poradzisz. Wielu z nich już to prawdopodobnie robi. Jedyne, co musisz uczynić, to pomóc im zapamiętać. To całkowicie obiektywny sposób na wyzbycie się obaw przed śmiercią fizyczną".

“I uświadomienie im, że przeżyją sam proces śmierci".

“Właśnie".

“Pomoże im to także w uświadomieniu sobie wielu możliwości, jakie posiadają".

“A jest jeszcze wiele, o których nie wiesz nawet ty, Ashaneen. A może wolisz, aby zwracać się do ciebie Bob?"

“Tak, Robert albo Bob. Moi fizyczni przyjaciele mówią do mnie Bob. Imię Ashaneen mogłoby wprawić ich w zakłopotanie".

“Niektórzy mogą cię znać pod starym imieniem".

“Zaczynam zdawać sobie z tego sprawę. I próbuję przypomnieć sobie twoje imię. Jesteś... żoną... Ileona – tak, Ileona!"

“Towarzyszka byłoby lepszym określeniem".

“Jesteś... Nevisse".

“Zupełnie nieźle".

“Potrzebuję pomocy. Miejsca, które odwiedzałem, w których przebywali moi przyjaciele – są po prostu przedłużeniami Parku, prawda?"

“Masz rację. Ale jeżeli wypełnia ich jakieś silne przekonanie, będą się kierowali tą dyrektywą i udadzą się tam, dokąd ich ono zaprowadzi. Będą już na nich oczekiwali inni o podobnym przekonaniu, by im pomóc. Pozwól więc im iść i pozostaw samych. To miejsce, do którego przynależą".

“Ale to wszystko... nie jest po prostu kolejnym przekonaniem, prawda?"

Nevisse roześmiała się.

“Nie w zwykłym sensie. W grę nie wchodzą tu pojedyncze przekonania, lecz doświadczenia. Celem tego miejsca jest jedynie zapewnienie swojskiego środowiska, które umożliwi wyzbycie się lęków i obaw".

“A więc to miejsce..."

"Jest kreacją, która jest tutaj i będzie bez względu na jakiekolwiek przekonania. Nie zniknie, nawet jeżeli przestaniesz wierzyć, że istnieje".

“Kto je stworzył?"

"Ludzka cywilizacja wiele tysięcy lat temu. Czy jest jeszcze coś, co chcesz wiedzieć?"

“A co z tymi, którzy po prostu chcą – lub potrzebują – powrócić do tego, co nazywam ich Ja-Tam? Z pewnością rozumiesz, o co mi chodzi".

“Rozumiem. Jest to przeznaczeniem większości tych, którzy stąd odchodzą".

“A więc gdy sprowadzamy ludzi do tego miejsca, wy ich uspokajacie i dajecie sposobność rozważenia, czym chcą być w kolejnym życiu".

“Właśnie. Ukazujemy im istniejące możliwości. Park jest zaledwie punktem startu. Będziesz zdumiony, gdy zobaczysz wszystkie te małe, indywidualne miejsca stworzone przez rezydentów".

"Czy są jakieś zasady?"

“Tylko jedna. Nikomu nie narzucać swojej woli".

"Dziękuję za pomoc. Wygląda na to, że mam dużo do zrobienia".

“Będzie to łatwiejsze, niż myślisz. Bob".

"Ta wiedza... o tym miejscu, o tym, dokąd udajemy się po śmierci... gdzie się spotykamy... wiedzieć o tym jeszcze przed śmiercią... do jakiej mogłoby to prowadzić wolności!"

“Istotnie. Ale widzę, że odbierasz sygnał do powrotu".

“Tak... Jest tu jeszcze tak wiele do nauki... Ale muszę wracać. Jeszcze tylko jedno pytanie..."

“Nie musisz pytać. Procesy twórcze, których rezultaty zaobserwowałeś, są tu już udziałem ludzi. Twój ojciec sam stworzył swój własny pokój".

“Nie było potrzeby pytać. Ta na sen!"

"Zapamiętałeś. Tak żegnano się przed stu tysiącami lat. Ta na sen!"

Powrót do ciała był łatwy i spokojny. Rzeczywiście miałem dużo do zrobienia!
[/b]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NianiaOgg
szeptucha ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 5860
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 7:49, 29 Maj 2013    Temat postu:

Pamiętam jedną moją wizytę w Parku Smile
Gdzieś tu opisywałam to doświadczenie, ale nie mogę go teraz znaleźć psia kostka.
To było zaraz po śmierci naszej rodzinnej przyjaciółki, mocno starszej pani Alinki, wróżbitki jedynej w swoim rodzaju. Ciekawa osobowość, stawiała zwykle karty ale tylko zerkała na nie, po czym zabawnie zadzierała głowę do góry jednocześnie poprawiając swoją peruczkę, mrugała mocno oczami i mówiła szybkim potokiem słów: ja bym powiedziała, ja bym powiedziała, ja bym powiedziała... i tu zaczynała mówić rzeczy, których na pewno nie wyczytała z układu kart. To jej "ja bym powiedziała" zlewało się w jedno słowo JABYMDZIAŁA Wink
Obie z mamą, kiedy usłyszałyśmy to jej "jabymdziała" strzygłyśmy czujnie uszami czekając na ważne informacje, zazwyczaj nie od razu zrozumiałe. Alinka umarła przy stole, rozwiązując krzyżówkę. Obok siedziała jej wnuczka. Ciach, i już po wszystkim. Fajnie.
Zastanawiałam się jak sobie radzi, a było to jakieś dwa dni po jej śmierci, czy odnalazła się w nowej rzeczywistości.
I wtedy miałam sen, byłam w parku, a ona młoda, ładna, z grupą innych młodych kobiet jechała alejką parkową, na rowerze. Była uśmiechnięta, świadoma, radosna.
No nic, poszukam tego opisu jeszcze raz, nie chcę się powtarzać.

W każdym razie byłam tam, w Parku, było cudnie, słonecznie, ciepło, radośnie, idealnie Smile

mam! znalazłam Smile
http://www.chataczarownic.fora.pl/w-swiecie-snow,29/wizyta-w-parku-przyjec,217.html


Ostatnio zmieniony przez NianiaOgg dnia Śro 7:53, 29 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 8:09, 29 Maj 2013    Temat postu:

NianiaOgg napisał:


W każdym razie byłam tam, w Parku, było cudnie, słonecznie, ciepło, radośnie, idealnie Smile

mam! znalazłam Smile
http://www.chataczarownic.fora.pl/w-swiecie-snow,29/wizyta-w-parku-przyjec,217.html


Zaraz tam zerknę, tekst który wkleiłaś, przeczytałam jednym tchem, czytałam jak, tekst z książki Ruiza Zafona, jednym tchem to mam na myśli ...zastanawia mnie, dlaczego autor spróbował akurat liść klonu, skoro było tam wiele innych roślin..ale to tylko drobny szczegół ..zaciekawiłaś mnie tą lekturą i swoim snem, jakże podobnym do niektórych moich snów, więc coś w tym jest ...lecę do linku..który podałaśSmile
Powrót do góry
NianiaOgg
szeptucha ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 5860
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 8:22, 29 Maj 2013    Temat postu:

Liść klonu? chyba dlatego że znał go z dzieciństwa, wiedział jak powinien smakować, dlatego po niego właśnie sięgnął Smile
Alu polecam ci trylogię Rl.Monroe, czytanie go to wielka frajda, o ile nie przeszkadza ci jego analityczny styl, w końcu to inżynier z wykształcenia, człowiek cywilizacji zachodu, więc posługuje się takim językiem jaki jest dla niego najwygodniejszy.
W każdym razie ja wolę jego język, niż inny, filozoficzno-uduchowiony, często spotykany u autorów książek o rozwoju duchowym. Ale ile ludzi, tyle gustów Smile
Nie czytałam tego autora o którym mówisz. Powiesz coś więcej?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 8:29, 29 Maj 2013    Temat postu:

Akurat mnie ten styl pisania pasuje:) wciąga i to jest tak że jak przeczytasz fragment i ciebie nie znudzi to znaczy, że to jest dobre:) dzięki:) Idę myć włosy Smile
Powrót do góry
Grey Owl
Wiedźma ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 3072
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Śląsk

PostWysłany: Śro 8:31, 29 Maj 2013    Temat postu:

O Zafonie - hiszpańskim pisarzu, pisałyśmy recenzje z Jego książek z Agą na Polanie w temacie "O książkach przy kominku i szklaneczce".
Dla mnie najpiękniejszą z nich pozostaje "Cień wiatru". Zobaczę, czy wzięłam ją ze sobą do Niemiec. Jeśli tak, to prześlę Ci ją Nianiu wraz z Twoimi książkami Pratchetta Smile

Pisze bardzo poetyckie sf, ale parę Jego książek jest dla mnie za smutnych...

Edit : Na urodziny dostałam od Agi prezent - trzy pierwsze książki Zafona : "Książę Mgły", "Pałac północy" i "Swiatła września" Smile "Pałac północy" czyta Danusia z Pławnej, ale dwa pozostałe tytuły mogę Ci przesłać Smile


Ostatnio zmieniony przez Grey Owl dnia Śro 8:38, 29 Maj 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NianiaOgg
szeptucha ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 5860
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 8:42, 29 Maj 2013    Temat postu:

Jolu kochana bardzo chętnie bo ja teraz mam na czytanie czasu jak lodu, i brakuje mi zacnych lektur Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 8:45, 29 Maj 2013    Temat postu:

Cień wiatru Smile))) Jolu dostałam na imieniny parę lat do tyłu, przeczytałam jednym tchem..wracam czasem do niej....Smile na szczęście powoli koncentruję się na tekstach, ale był okres że przerzucałam kartki i nie wiedziałam co czytam;) Na polanie, nigdy nie byłam i nie czytałam:) Fajnie że mamy coś wspólnego:) prawda?
Powrót do góry
Gość







PostWysłany: Śro 9:16, 29 Maj 2013    Temat postu:

Grey Owl napisał:
O Zafonie - hiszpańskim pisarzu, pisałyśmy recenzje z Jego książek z Agą na Polanie w temacie "O książkach przy kominku i szklaneczce".
Dla mnie najpiękniejszą z nich pozostaje "Cień wiatru". Zobaczę, czy wzięłam ją ze sobą do Niemiec. Jeśli tak, to prześlę Ci ją Nianiu wraz z Twoimi książkami Pratchetta Smile

Pisze bardzo poetyckie sf, ale parę Jego książek jest dla mnie za smutnych...

Edit : Na urodziny dostałam od Agi prezent - trzy pierwsze książki Zafona : "Książę Mgły", "Pałac północy" i "Swiatła września" Smile "Pałac północy" czyta Danusia z Pławnej, ale dwa pozostałe tytuły mogę Ci przesłać Smile



No i cóż mam powiedzieć ? Very Happy może tylko zacytuję za Nianią Wink " zazdraszczam " I ja mogę do kompletu przesłać Tobie Nianiu " Grę Anioła " tego autora:)
Powrót do góry
NianiaOgg
szeptucha ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 5860
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 9:25, 29 Maj 2013    Temat postu:

Ale ja się obawiam że to kłopot będzie dla was, bo to i na pocztę trza lecieć, paczkę pakować, wysyłać...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
NianiaOgg
szeptucha ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 5860
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 9:30, 29 Maj 2013    Temat postu:

Dziewczyny! poszukałam Zafona na chomiku, żeby fragment przeczytać, zobaczyć jak on pisze, a tam się również zdjęcie książki pojawiło. Cień wiatru! ja tą książkę mam! kupiłam ją Piotrkowi w prezencie, ona gdzieś na półce stoi w jego pokoju Very Happy
Wstrzymajmy się z wysyłkami, przeczytam to co mam w pierwszej kolejności Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Gość







PostWysłany: Śro 10:44, 29 Maj 2013    Temat postu:

Dla mnie, z mojej strony, to nie jest kłopot, i tak będę wysyłać Tobie Anioła i ptaszka dla Malinki, więc kiedy skończę, to poproszę Ciebie o adres, ale póki co ...nie odpowiedziałaś mi Nianiu na e maila:) poprosiłam byśmy się wymieniły skype Very Happy
Powrót do góry
NianiaOgg
szeptucha ADMIN



Dołączył: 11 Mar 2013
Posty: 5860
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 10:55, 29 Maj 2013    Temat postu:

Alicja napisał:
Dla mnie, z mojej strony, to nie jest kłopot, i tak będę wysyłać Tobie Anioła i ptaszka dla Malinki, więc kiedy skończę, to poproszę Ciebie o adres, ale póki co ...nie odpowiedziałaś mi Nianiu na e maila:) poprosiłam byśmy się wymieniły skype Very Happy

i ja takiego maila dostałam?! Shocked
już piszę do ciebie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.chataczarownic.fora.pl Strona Główna -> R. Monroe Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

Skocz do:  

Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001 phpBB Group

Chronicles phpBB2 theme by Jakob Persson (http://www.eddingschronicles.com). Stone textures by Patty Herford.
Regulamin